poniedziałek, 15 stycznia 2018

22. Ogień i lód

Brak komentarzy:



     
- Ok, popatrzmy…hmm…wiadro? Jest. Woda? Jest. Lina? Też jest. W porządku, chyba mam wszystko. – rozejrzałam się po wymienionych przedmiotach leżących na dywanie korytarza. Trzeba się sprężać, żeby nikt mnie nie zauważył. Nie po to obmyślałam całonocną strategię, żeby teraz cały plan szlag trafił. Szybciutko przywiązałam linę do uchwytu wiadra, po czym wzleciałam w górę taszcząc ze sobą to ciężkie żelastwo z zimną wodą i ustawiłam je na uchylonych drzwiach kuchni. Wylądowałam na dywanie i popatrzyłam na moje arcydzieło trzymając drugi koniec liny. Jest dobrze. Chociaż…hmm…eh, nie to że jestem strasznie okrutna, ale…haha, nie mogę się powstrzymać! Szybko podleciałam jeszcze raz i wyczarowałam mnóstwo kostek lodu po czym wrzuciłam je do wody.  Hihi, teraz jest idealnie. Z chytrym uśmiechem na twarzy schowałam się za rogiem mieszczącym się koło drzwi od kuchni zamkowej. Przykucnęłam i obserwowałam wiadro, wciąż trzymając linę.

 - O księżycu, to będzie piękne… - zaśmiałam się pod nosem. Te kucharki dostaną to, na co zasłużyły. Ha, było okładać mnie wałkami do ciasta nabijając mi guza? Ja się nie dam. Ze mną się nie zadziera, o nie! Zemsta najlepiej smakuje na zimno, taaa, to powiedzenie pasuje idealnie do tej sytuacji.  Niedługo czas śniadania…haha, zaraz będą wychodzić…

 - Emm, Luna? Co ty wyprawiasz? – usłyszałam nad sobą. Zaskoczona uniosłam głowę, a moim oczom ukazała się księżniczka Anna.

 - Uff, ale mnie wystraszyłaś… - westchnęłam z ulgą – Nic nadzwyczajnego. Mały odwet. – odparłam na jej pytanie.

 - Odwet? – zdziwiła się lekko rudowłosa.

 - Jedno jest pewne. Cokolwiek ona planuje to nie jest nic dobrego.. – westchnął Kristoff podchodząc do swojej ukochanej i objął ją w talii. Ach, zakochani…

 - He-he. Mam swoje powody. Wasze kucharki są strasznie niedelikatne.. – na samo wspomnienie zaczęłam masować sobie miejsce uderzeń  wałkiem – Dlatego ja, która w robieniu psikusów jest całkiem niezła postanowiłam się odpłacić – uśmiechnęłam się niczym Joker.

 - Wybacz, ale w robieniu psikusów ja, Jack Frost, nie mam sobie równych – białowłosy podleciał do nas i zawisł w powietrzu – Hm? Wiadro z wodą na drzwiach? Serio? Nic lepszego nie wymyśliłaś? – zaśmiał się pod nosem.

 - Ja tylko nie chcę mieć kolejnych kłopotów i jakąś szanse na ucieczkę – westchnęłam – Kiedy śniadanie? – zwróciłam się do księżniczki.

 - W sumie to już powinno być… - odpowiedziała rudowłosa. W tym momencie usłyszałam krzątaninę w kuchni.

 - Ocho. To już czas… - wyszczerzyłam się i napięłam mięśnie, przygotowując się do akcji, odwracając się w stronę drzwi i patrząc na nie z uwagą – Patrzcie i się uczcie. Trzy…dwa… - drzwi zaczęły  się szerzej otwierać - …jeden!! – pociągnęłam za linę, a wiadro przechyliło się, wylewając swoją zawartość na nieświadome niczego kucharki. W momencie były całe mokre i piszczały z zaskoczenia i zimna.

 Padłam na plecy śmiejąc się głośno. Stojący obok mnie patrzyli na mnie z politowanie, a niektórzy z rozbawieniem. Thalia i Vanessa podeszły i patrzyły na wszystko zdziwione.

 - Matko te ich miny..! – śmiałam się coraz głośniej i wskazałam palcem na mokre kucharki.

 - A niech mnie. To ta dziewucha która ukradła chleb z kuchni! – krzyknęła szczękając zębami jedna z kobiet.

 - Pożałujesz! – wrzasnęła druga i zaczęły biec w moją stronę.

 - Najpierw musicie mnie złapać! – zachichotałam głośno i wystrzeliłam jak z procy, lecąc przez korytarz. Pulchne kobiety krzyczały za mną i zaczęły mnie gonić. Śmiesznie wyglądało, kiedy te nadal próbowały mnie doganiać, mimo, że byłam o wiele szybsza.

 - Hahaha, szkoda, że nie widzicie swoich min, wyglądacie po prostu… - i w tym momencie rąbnęła plackiem o ścianę - …żałośnie.. – jęknęłam odklejając się od czerwonej tapety i potrząsnęłam głową. Pisnęłam, bo zaczęły być coraz bliżej.

 - Aaaaa! – szybko wstałam i pobiegłam dalej korytarzem – Księżycu, miej  mnie w opiece, ja nie chcę znów oberwać wałkieeem! – spojrzałam przed siebie i zobaczyłam jakieś drzwi – Wielkie dzięki, czasami fajnie jak wysłuchujesz moich próśb. – zaśmiałam się spoglądając za siebie. Kucharki biegły dalej, no ale cóż, zaraz mnie zgubią. Bez pukania wpadłam do pokoju i szybko zamknęłam drzwi, opierając się o nie plecami. Kucharki na szczęście przebiegły obok. Słyszałam, jak wpadły na królową, która widocznie widziała całe zajście i zaczęła robić im reprymendę, że tak się gości nie traktuje. O tak, bardzo dobrze. Zaśmiałam się cicho i rozglądnęłam się po pokoju. Nagle spostrzegłam, że w tym pokoju ktoś jest. Ktoś leży na łóżku. Na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie, a moja mina zrobiła się łagodna. Powoli podeszłam do łóżka. Leżała na nim czarnowłosa dziewczyna, ubrana w czerwoną koszulę i długą, czarną spódnice. Była ułożona w dość nienaturalnej pozie, więc raczej nie zasnęła dobrowolnie, może zemdlała?  Pod wpływem mojego zdziwienia i lekkiej paniki w pomieszczeniu zaczął prószyć drobny śnieg. Bezszelestnie wbiłam się w powietrze i zawisłam jakiś metr nad dziewczyną. Nachyliłam się lekko i przyjrzałam się jej bardziej. Wydała mi się dość…dziwnie…znajoma. Nawet bardzo znajoma. Ta oryginalna fryzura, rysy twarzy…moment…to przecież…nie to nie możliwe…to Willow! Willow Fouco! To była kiedyś…moja najlepsza przyjaciółka. Była jak moja młodsza siostra. Była pierwszą osobą, która we mnie uwierzyła! Ale…co ona tu robi? Przecież minęło tyle lat…ona jeszcze żyje? Ale jak?

 Z jej ust wydobywały się obłoki pary, czyli oddychała…Jeju, nie mogę uwierzyć, ona naprawdę tu jest!

 - Will? Willow? – lekko dotknęłam jej ramienia, na co jej powieki lekko drgnęły – Hej młoda, obudź się! – prawie krzyknęłam jej do ucha, przez co ta zerwała się do pozycji siedzącej z zduszonym piskiem – Uff, dobrze że się już obudziłaś, bo myślałam, że będę ci zaraz musiała zrobić usta-usta. – zaczęłam się śmiać zwinięta w kłębek, robiąc wolny obrót w powietrzu. Ona za to patrzyła na mnie w osłupieniu.

 - Przepraszam, ale nie wiem kim ty jesteś.. – powiedziała jakby z lekkim strachem patrząc na mnie. Cała zdębiałam. Jak to…ona mnie nie poznaje..?

 - Willow…żartujesz sobie ze mnie? Jak to nie wiesz kim jestem? – zaśmiałam się nerwowo, ale ona nie zareagowała. Podlatuję bliżej, kładąc sobie ręce na biodrach – A kim jest osoba, w którą jako pierwsza uwierzyłaś? Kto zawsze przylatywał do ciebie wieczorami na wspólną zabawę? Kto robił na złość twoim ,,koleżanką,, i opiekunką z sierocińca, kiedy dawały ci w kość? Kto uczył cię panować nad mocą? Kto siedział nie raz całymi nocami i pocieszał cię, gdy było ci smutno? Kto potrafił rozbawić cię do łez? He? Hę!? Odpowiadając, na pewno nie był to Zając Wielkanocny – zaśmiałam się.

 - L-Luna..? To naprawdę ty..?! – na jej twarzy pojawiło się wielkie niedowierzanie pomieszane ze szczęściem. Nie wytrzymałam i rzuciłam się na nią obejmując najmocniej jak potrafiłam, co ona szybko odwzajemniła. Nie mogę uwierzyć…odnalazłam ją. Z oczy zaczęły lecieć mi łzy.

 - A-ale Willow…jak to…przecież minęło 170 lat… - oderwałam się od niej obejmując jej twarz dłońmi i patrząc w oczy w z uśmiechem.

 - Luna, nie miałam ci jak powiedzieć, bo zniknęłaś. Odkryłam to niedługo potem. Ja się nie starzeje! Ciągle wyglądam tak samo, a minęło już tyle lat! – cieszyła się jak małe dziecko.

 - To niesamowite! Księżycu, jak ja się cieszę! – znów ją przytuliłam.

 - Ale teraz.. – udała poważną odsuwając się – Mów. Dlaczego zniknęłaś na tyle lat? Tak bez słowa.  Znalazłaś innych, z którymi wolałaś spędzać ten czas i zapomniałaś o mnie..? – lekko posmutniała.

 - Och… - złapałam ją za ramiona – Willow, to nie tak! Nigdy bym o tobie nie zapomniała, Księżyc mi świadkiem! Tylko… - popatrzyłam na drzwi i rozejrzałam się, po czym znów spojrzałam na czarnowłosą – Mrok mnie uwięził… - ściszyłam głos.

 - Co!? – krzyknęła, ale kiedy posłałam jej karcące spojrzenie uspokoiła się – Jak to cię uwięził? Co się stało? – zniżyła ton głosu do tego samego poziomu co ja.

 - Więc… - przygryzłam wargę i westchnęłam głęboko. To będzie ciężki temat.. – Jakieś… jakieś dwa dni po moich odwiedzinach u ciebie Mrok wypowiedział wojnę strażnikom. Walczyliśmy. Światło z ciemnością. Księżyc wspierał nas jak tylko się dało. Wszystko wokół nas płonęło i niszczyło się pod wpływem czarnego piachu…Nie szło nam tak źle, ale nie spodziewaliśmy się, że Pitch tak wzmocnił się przez te wieki…z trudem odpieraliśmy ataki, byliśmy osłabieni, ranni…ale czułam wiarę, jaka od ciebie płynęła… - uśmiechnęłam się do niej - wiara w siebie, we mnie...wzmacniała mnie i nie pozwalała wątpić…mocą wspierałam strażników. Mówiłam, że zwyciężymy, że wszystko będzie dobrze…dzięki temu nie poddawali się…wtedy…poczułam nagłą pustkę…Czarny Pan przebił mi pierś mroczną strzałą…wszystko stało się takie szare, przerażające, a ja zrobiłam się słaba…pamiętałam tylko krzyki strażników, potem koszmary się na mnie rzuciły…i ciemność. Znalazłam się w jego kryjówce. Przykuł mnie do ściany jakimiś kajdanami, które odbierały mi siły, nie mogłam użyć mocy. Mrok na początku był miły, chciał przekonać mnie, żebym mu pomogła, przeszła na stronę ciemności. Nie zgadzałam się i wtedy się zaczęło…torturował mnie, poniżał, nie dawał jedzenia i wody…zsyłał na mnie koszmary, wizję, chciał mnie zniszczysz psychicznie, chciał, żebym się go bała…żebym straciła wiarę… - spuściłam wzrok bo czułam, jak lecą mi łzy. Willow patrzyła na mnie chwilkę, po czym zamknęła mnie w mocnym uścisku. Cała zesztywniałam. Poczułam na karku jej ciepłe łzy.

 -Tęskniłam… - szepnęła – Ale czekałam…i zawsze będę to robić…jesteś dla mnie jak siostra… - nie wytrzymałam i również mocno ją uściskałam cicho szlochając. Jesteśmy przyjaciółkami…ale dla mnie to coś więcej…siostrzana więź…

 - Willow… - odsunęłam się – Nie wystrasz się, ale…j-ja…ja dla niego pracuję…pracuję dla Czarnego Pana… - spuściłam wzrok ze wstydem.

 - C-co..? – widać było że nie dowierzała – Luna…nie…nie możesz… - jąkała się.

 - Ale muszę…! – jęknęłam przygryzając wargę – Wiem…to wstyd…szczególnie dla strażniczki, ale…Will…on ma moją siostrę… - westchnęłam.

 - Nie…on ma Iris!? – zatkałam jej usta, żeby się opamiętała – Nie gadaj, jak to się stało..? – ściszyła głos.

 - Nie mam pojęcia…ale on mi grozi… że jeśli nie będę mu posłuszna to on ją zabije.. – szepczę z lekkim strachem.

 - A co ty musisz zrobić dla niego..? – spytała przejęta. I tak spędziłyśmy jeszcze trochę czasu, gdy opowiadałam jej o zamiarach Mroka i wszystkim co planuje. Jej ufam i bez obaw mogę to powiedzieć. Jest jedyną osobą, której mogę powiedzieć wszystko, a ona nawet na największych torturach niczego nie zdradzi.

 Minęło już sporo czasu. A ja głupia dopiero się zorientowałam że już śniadanie! Księżycu, nie wypada się spóźnić.  Biegłyśmy jak wariatki przez korytarz.

 - Przysięgam, jak się spóźnimy to będzie to twoja wina! – krzyknęłam za siebie do czarnowłosej.

 - Moja wina!? Ty chyba żartujesz! Ja nie miałam pojęcia, że śniadanie jest o tej porze! – broniła się.

 - Oj, przestań teraz szukać winnych..! – nie chciałam przyznać jej racji. Jak burza wpadłam do sali stając w drzwiach opierając się o nie rękami – Uf, chyba zdąży…! – nawet gdybym chciała coś powiedzieć, to i tak bym nie zdołała, bo Will wpadła na mnie z impetem powalając na ziemię.

 - Wow. Dużo tego jedzenia..- rozejrzała się po stole, jakby w ogóle nie zwracając uwagi na to, że właśnie siedziała na moich plecach!

 - Tak tak, to naprawdę niesamowite, ale Will, litości, złaź ze mnie..! – zaczęłam stukać paznokciami w posadzkę.

 - O kurcze, wybacz – zachichotała i pomogła mi wstać.

 - Ależ nie ma za co…oj, mój biedny kręgosłup.. – jęknęłam prostując się z grymasem, na co czarnowłosa niemal wybuchła śmiechem.

 - Och, Luna i Willow. Czekaliśmy na was – królowa wskazała nam miejsca przy stole, które szybko zajęłyśmy.

 - Widzisz? – zwróciłam się do czarnowłosej – Mówiłam że zdążymy – uśmiechnęłam się z udawaną dumą. Will w odpowiedzi trąciła mnie mocno w ramię – Ałł, żartowałam.

 - Albo mi się zdaje, albo wy się znacie..? – zauważył Kristoff

 - No wiecie… - spojrzałyśmy na siebie z ukosa – Można powiedzieć że… - zaczęłam

 - …znamy się od zawsze… - uśmiechnęła się porozumiewawczo

 - ..I jesteśmy jak siostry. – objęłyśmy się w pasie z szerokimi uśmiechami

 Po jakimś czasie wszyscy zaczęliśmy żywo rozmawiać. O totalnych głupotach. Nawet nie zauważyliśmy kiedy Elsa wyszła z pomieszczenia i przez jakiś czas nie wracała. Ale i tak nikt się tym nie przejmował. Z nudów zaczęłam rzucać groszkiem w policzek Willow, która patrzyła przed siebie, próbując zachować kamienny spokój. Po siódmym trafieniu wzięła głęboki wdech.

 - Luna…tak czysto teoretycznie spytam, czy tobie się nudzi? – zgromiła mnie spojrzeniem

 - Hmm? Nieee. Teraz już nie – zachichotałam

 - Czasami kocham cię jak siostrę, ale czasem to ja cię mam ochotę zabić… - warknęła przekręcając głowę w moją stronę. Przełknęłam głośno ślinę chichocząc panicznie.

 - A-ale z uwagi na to że mnie kochasz i ja cię kocham to nic mi nie zrobisz..? C-co nie? – spojrzałam na nią nie kryjąc lęku. Willow jest…no powiedźmy szczerze. Jak się ją wkurzy…to spali tę osobę żywcem, zgasi, udysi, posieka, utopi, pobije, a potem znów zapali. Także…radzę z nią nie zadzierać.

 - Ależ skąd mogło ci to przyjść do głowy.. – uśmiechnęła się diabolicznie, a w jej oczach pojawił się ogień

 - A-a tak czysto teoretycznie pytam… - spuściłam głowę patrząc na swój talerz – B-będę grzeczna.. – uśmiechnęłam się. Willow patrzyła na mnie chwilę po czym zachichotała i mnie przytuliła.

  Nagle sporej wielkości wrota otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Tak między nami, to przydałoby się je trochę naoliwić. W wejściu do jadalni stanęła królowa Elsa, a koło niej dość niska, rudowłosa dziewczyna na oko nie miała więcej niż dziewiętnaście, może dwadzieścia lat. Ubrana była w śliczną, zieloną sukienkę z dość długimi rękawami, która ślicznie podkreślała jej oczy, które były wręcz szmaragdowe. Tak bardzo podobne do oczu mojej matki…

 - Moi drodzy, poznajcie Gabrielę Swan       . - Królowa przedstawiła dziewczynę, która skłoniła się nieśmiało i patrzyła na nas z wyczekiwaniem. Biedna, wstydzi się. E tam, nie ma czego. Zwinnie wyślizgnęłam się z krzesła wzlatując w górę i szybko podleciałam do Gabrieli patrząc jej w oczy z zaciekawieniem kładąc ręce na biodrach. Dziewczyna chyba trochę się wystraszyła. Przecież ja nie gryzę. Odsunęłam się od jej twarzy i wyszczerzając się wystawiłam do niej rękę.

 - Jestem Luna. Bardzo miło mi cię poznać Gabriel – powiedziałam ciepłym głosem, żeby dodać jej otuchy. Dziewczyna popatrzyła niepewnie na moją dłoń, ale po chwili lekko ją uścisnęła, na co ja zaczęłam nią trząść energicznie. Bidula się chyba lekko przestraszyła. Wyczułam to. Małą wiarę w siebie – Hej kochana spokojnie. – zachichotałam unosząc prawą rękę i wyczarowałam na czubku palca wskazującego małą śnieżynkę, która błyszczała lekko i obracała się wokół własnej osi – Trochę więcej wiary. – mrugnęłam do niej i pstryknęłam jej tą śnieżką w lekko piegowaty nosek. Z tego miejsca na jej oczy pofrunęły małe, niebieskie iskierki. Uśmiechnęła się lekko, a w jej oczach dostrzegłam szczęcie. Dumna odleciałam i zajęłam z powrotem swoje miejsce.

 - To właśnie moja towarzyszka, o której ci opowiadałam – szepnęła Willow, kiedy rudowłosa usiadła obok mnie tuż obok królowej

 - Cóż, przyjaciele mojej przyjaciółki są moimi przyjaciółmi – uśmiechnęłam się do Gabrieli i odwróciłam się w stonę Will – Co nie zmienia faktu, że ona również będzie ofiarą jakiś żartów – puściłam jej oczko, na co na się zaśmiała

 - Nie chcę cię więcej stracić.. –lekko mnie objęła – Kocham cię siostra.. – westchnęła cicho

 - Ja ciebie też siska.. – również ją przytuliłam – Ja ciebie też.. – oparłam głowę o jej włosy, a mój wzrok powędrował na Jacka, który opierał się rękami o stół i wpatrywał się w królową jak w obrazek, co chwila mówiąc jej komplementy. Gdyby był postacią z kreskówki, zamiast oczu miałby teraz wielkie, czerwone serca.

 - Idiota.. – pomyślałam. Amator jeden. Serio myśli że królowa tak po prostu na niego spojrzy? Ona patrzy na niego jak na debila. No, czyli ma zupełną racje. Ale niech ten śnieżny idiota zda się na moje dobre serce, myślę że mogę mu pomóc. Spojrzałam ukradkiem pod stół i popatrzyłam na dla magiczne naszyjniki dla Elsy i Jacka. No Luna. Czas na misję numer jeden. Wcisnąć im amulety księżyca. A potem…no cóż. Mrok będzie miał mnie na każdy swój rozkaz…

                                            *~*~*~*~*~*

           Czeeeeeść ludziska! Tak ja wiem że rozdziału nie było już baaaaaaaaaaardzo dawno, bo już ponad rok, ale jest mała komplikacja. Na tym blogu zostałam tylko ja, Willow i nowa współautorka, czyli Hania Wiśniewska, która prawdopodobnie zastąpi Jacka Frosta. Jeśli chodzi o resztę bohaterów, to dowiecie się wszystkiego w poście, którego niedługo wstawię.

 Na razie pozdrawiam wszystkich i papa!

 ~Luna <3 

czwartek, 25 sierpnia 2016

21. Królewski ogród

2 komentarze:


 dla Amy [*]

__

Arendell, małe państwo o zaskakujących krajobrazach jak i mieszkańcach. Magia jest tu akceptowana i każdy chciałby posiadać jakąś magiczną umiejętność, którą mógłby coś zmienić. Jednak nie każdy zasługuje na taki dar, który przysługuje nielicznym. Są nimi wybrańcy, którym sam wielki księżyc przekazał małą część swojej mocy. Niektórzy się z nią urodzili, a inni zostali nią obdarowani po śmierci. Dla niektórych ta moc jest czymś wyjątkowym, a dla innych przekleństwem, przez które cierpią inni. Niestety nie każdy ma tyle szczęścia i odkrywa swoje umiejętności przy kimś kto wie co robić i jak pomóc opanować dar. Gdy jest się samemu dzieją się złe rzeczy i obdarzony czuję się wyrzutkiem, ale wystarczy jedna osoba, która będzie przy niej i wesprze ją w trudnych chwilach. Tak miała królowa tego pięknego kraju. Elsa nie miała nikogo, kto by ją zrozumiał. Dlatego jedynym rozwiązaniem było ukrywanie swoich zdolności. Jednak gdy w nieszczęśliwym wypadku prawie straciła swoją siostrę zrozumiała, że tak naprawdę potrzebowała jej. To dzięki Annie zrozumiała, że tylko miłość pokona strach.
            Wiele myślałam o tym co mi powiedziała królowa. Jej historia przypominała mi opowieść o zrodzonej, przeklętej i ożywionym. Hmm, była to stara legenda o dzieciach księżyca obdarzonych mocą lodu. Każde z nich miało inną historie i czas w którym żył, a jednak pewnego dnia spotkali się i wtedy nastąpiła ciemność. Jednak to tylko legenda i nie sądzę, że dotyczy ona Elsy. Z tego co mi mówiła, nie miała styczności z kimś o podobnej mocy, albo mi nie mówiła…

***

            Często zastanawiałam się, jak żyje się w zamku. Jak wyglądają te fikuśne ozdoby i dywany oraz komnaty. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę miała okazję spędzić noc w takim zamku. Zaraz po tym jak uleczyłam Willow i porozmawiałam z królową o przeszłości, poczułam zmęczenie. W końcu zużyłam dużo energii na obronę i uleczenie mojej płomiennej towarzyszki, a najbliżej księżycowe kwiaty rosną w moim starym domu. Elsa zauważyła to i zaproponowała, że odprowadzi mnie do komnaty, gdzie będę mogła odzyskać siły. Pomieszczenie okazało się być ogromne i  gustownie urządzone, choć dla mnie z lekkim przepychem.
- Mam nadzieję, że szybko nabierzesz sił i niczego ci tu nie zabraknie. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, wystarczy, że poprosisz. – powiedziała królowa, kiedy ja podziwiałam wystrój.
- Dziękuję wasza wysokość. – ukłoniłam się i uśmiechnęłam się do Elsy, a ta wyszła i zostałam sama. Tak jak rok temu, zupełnie sama. Westchnęłam tylko i usiadłam na łóżku, olbrzymim łożu z baldachimem. Nie przywykłam do takich wygód, przeważnie sypiam albo na ziemi, albo twardym łóżku, a to dla mnie zbyt dużo. Podniosłam się szybko i zaczęłam swoje czary. Z rąk zaczęły mi wyrastać pnącza które zaczęły tworzyć coś na kształt wielkiej łzy, którą jakby przykleiłam do sufitu. Utworzyłam wejście do mojej kołyski i uformowałam ją w taki sposób, że mogę spokojnie do niej wejść i położyć się. Zgarnęłam z królewskiego łoża tylko małą poduszkę i narzutę, która posłuży mi jako kołdra. Z uśmiechem na ustach weszłam do mojej kołyski i ułożyłam się wygodnie na plecach.  Spojrzałam do góry i tuż nad swoją głową, wśród pnączy stworzyłam masę moich kwiatów, które swoim delikatnym pyłkiem ukołysały mnie do snu, jak księżyc, który świeci za oknem i pilnuje swoich dzieci….

***

Obudziły mnie pierwsze promienie wschodzącego słońca, które od razu przypomniało mi o mojej towarzyszce. Szybko wstałam wyszłam z mojej kołyski i pobiegłam w stronę komnaty Willow. Nie była daleko, więc szybko znalazłam się obok mojej pacjentki. Tak jak przypuszczałam potrzebowała czegoś na ból, więc podałam jej dzwoneczka księżycowego, który jest lekarstwem na każdy rodzaj bólu fizycznego. Zjadła kwiat, niechętnie, ale zjadła. Chwilę porozmawiałyśmy, ale czułam, że niezbyt klei się rozmowa, więc wyszłam zostawiając ją samą.
            Postanowiłam zwiedzić zamek i okoliczny ogród, którego najbardziej byłam ciekawa. Chodziły legendy, że to właśnie tutaj można spotkać lodowy kwiat. Jest to kwiat, który został stworzony przez człowieka, a nie matkę naturę. Podobno sama królowa stworzyła ten kwiat i tylko ona może go dotykać, ponieważ jest stworzony z lodu, a tylko ona ma tak niską temperaturę ciała, że się nie topi. Dlatego ten kwiat jest tak wyjątkowy, a ja mam wielką ochotę go zobaczyć. Jedyny problem w tym, że nie wiem, gdzie znajduje się ogród. Przeszłam zamek wzdłuż i wszerz, ale nigdzie nie widziałam przejścia do ogrodu. Mijała mnie służba wielokrotnie pytając, czy nie mam ochoty zjeść śniadania, ale ja ciągle odmawiałam tłumacząc się, że wolę zaczekać, aż wszyscy wstaną. Od królowej Elsy wiem, że w zamku jest ostatnio coraz więcej gości z przeróżnymi zdolnościami. Nie wiem czy to nic nadzwyczajnego, czy przypadkiem nie zbliża się coś strasznego, a księżyc stara się nas zebrać w jednym miejscu, żebyśmy razem podołali tej próbie.
            Tak jak mówiłam, obeszłam cały zamek, no prawie. Właśnie idę do ostatnich drzwi, które przykuły moją uwagę. Nie wyglądały jak drzwi do sypialni, ani jakiegoś ważnego pomieszczenia, ale były ozdobione w kwiaty. Róże, lilie, konwalie, dalie, astry, a co najważniejsze w lodowy kwiat. Lekko pchnęłam drzwi, a moim oczom ukazał się piękny i zadbany ogród. Pełno w nim było pospolitych jak i rzadkich kwiatów. Ogród królewski jest olbrzymich rozmiarów oraz jest pełen przeróżnych kwiatów, które gdy tylko weszłam, zaczęły do mnie mówić. Każdy z osobna prosił o chwilę uwagi, ale ja musiałam iść dalej, coś ciągnęło mnie w stronę najdalszego zakątka ogrodu. Czułam magię, która płynęła z tamtej strony i aż sama prosiła się, żeby do niej podejść. Zbliżając się, czułam, że temperatura spada.
- Przydałaby się Willow. – szepnęłam, a z moich ust wydobyła się para. Nie przykuła na długo mojej uwagi, ponieważ przed sobą zobaczyłam coś niezwykłego. Pole pełne lodowych kwiatów. Kwiat, który jest najbardziej majestatyczny, a wygląda jak śnieżynka. Łodyżka wydaje się być zrobiona z lodu. Niezwykłe, a do tego żywe. Słyszę jak do mnie mówią, jak pragną uwagi. Nikt się nimi nie zajmuje z wyjątkiem królowej, bo tylko ona jest w stanie spełnić ich zachcianki. Chcą latać, wypuścić całą swoją magię.
- Proszę, to dla was, lećcie. – szepnęłam i położyłam swoje dłonie na ziemi. Przesłałam swoją energię w ich stronę. Czułam ich radość, a chwilę potem poleciały. Naprawdę. Kwiat odczepił się od łodyżki i poleciał do góry, zostawiając za sobą płatki śniegu, które wydostawały się jakby od tych kwiatów. To jest piękne.
- Nie wiedziałam, że one tak potrafią. – usłyszałam za sobą głos i jak najszybciej odwróciłam się.
- Potrafią jeszcze więcej tylko trzeba umieć słuchać. – uśmiechnęłam się do królowej i razem z nią oglądałyśmy jak kwiaty lecą do góry, a potem zmieniają się w płatki śniegu.
- Przyszłam zaprosić cię na śniadanie. Na pewno jesteś głodna, a przy okazji poznasz wszystkich gości, którzy przybyli do zamku.
- Z przyjemnością przyjmę zaproszenie, a czy moja towarzyszka również idzie z nami? – spytałam otwierając drzwi przed Elsą.
- Oczywiście, już na nas czeka razem z wszystkimi. – uśmiechnęła się pokazując swoje śnieżnobiałe zęby. Wtedy przyjrzałam się jej dokładniej. Jej platynowe włosy pięknie pasowały do błękitnych oczu, a jej blada skóra odziana jest w zjawiskową suknię, która wydaje się być zrobiona z lodu. Spojrzałam na siebie, wciąż mam na sobie swoją starą bordową suknię, która uszyła mi babcia. Nie pasuje za bardzo na królewski dwór, ale jeśli trochę się wysilę … 
            Skupiłam się na kształcie i kolorze oraz na materiale jaki ma powstać. Przyłożyłam dłoń do mojej starej sukienki i poczułam jak rośliny zaczynają oplatać moje ciało. Suknia zaczęła się zmieniać. Powstawało wiele falbanek w kolorze ciemnej zieleni, a rękawy wydłużyły się. Powstała skromna, ale piękna suknia idealna dla mnie.
- W zieleni ci do twarzy. – podsumowała królowa, gdy tylko zobaczyła zmianę w moim ubiorze.
- Dziękuję wasza wysokość – ukłoniłam się i poprawiłam zagubiony kosmyk włosów, które szybko spięłam w wysoką kitkę. Zobaczyłam, że zbliżamy się do wielkich drewnianych drzwi, które zapewne prowadzą do jadalni. Nagle poczułam jak cała odwaga mnie opuszcza, a pozostał jedynie strach przed tym jak ocenią mnie inni. Otworzono przed nami ciężkie wrota, które odsłoniły wielkie pomieszczenie w którym znajduje się marmurowy kominek. Okna oświetlają całe pomieszczenie po środku którego znajduje się wielki stół, przy którym znajduje mnóstwo osób. Część z nich już widziałam gdy razem z Willow postawiono nas przed sądem królewskim za kradzież. Zobaczyłam również moją towarzyszkę z Nasturii , która wesoło gawędziła z jakąś blondynką. Wszyscy jednak przestali rozmawiać, gdy weszłam razem z królową.
- Moi drodzy, poznajcie Gabrielę Swan. – ukłoniłam się i czekałam, bo tylko to mi pozostało.

______________
Tak jak widzicie, rozdział czeka na przeczytanie.
Cieszę się, że dalej piszemy i możemy dzielić się z wami naszą wyobraźnią.
 Niestety wakacje się kończą i zaczyna szkoła, 
niektórzy kontynuują swoją naukę w kolejnych kasach,
a inni zmieniają szkołę.
Ja postanowiłam się wam pochwalić 

dostałam się na studia do Wrocławia i to z pierwszego sortu! ;-D
czas na 7 godzin autokarem co jakiś czas :-P 
Życzę wam udanej końcówki wakacji oraz super roku szkolnego,
powodzenia w szkole i ewentualni w dostaniu się do wymarzonej szkoły ;-)
mam nadzieję, że te wakacje wam się udały, a następne przyjdą szybko ;-) 
 Oddaję internetowe pióro następnej osobie i życzę weny ;-)