wtorek, 22 grudnia 2015

8. Chęć wyprucia flaków zawsze dobra tak samo wspomnienia.

4 komentarze:
  Znowu ON, ten powalony.... Ciekawe co tym razem będzie chciał od mnie.
- Thalia Chase.... Cóż za spotkanie! Dawno się nie widzieliśmy.
- Taaaa, i było wspaniale. - mruknęłam wstając na nogi.
- Ale dlaczego takie chłodne powitanie? Nie pamiętasz jak to kiedyś sialiśmy strach wśród tych wszystkich głupich ludzi?
- Nawet mi o tym nie przypominaj... To był najgorszy błąd w mojej karierze żywiołu.
- 3 lata temu mówiłaś inaczej.
- Bo byłam młoda i głupia! To przez ciebie moi rodzice zgineli! Ciebie! I ty jeszcze masz czelność do mnie przychodzić?!
- Nie, nie, nie... To TY ich zabiłaś. - usłyszawszy te słowa na nowo w mojej głowie rozwiała się burza, z resztą i poza nią. - Oj nie ma co się denerwować, odeszłaś od mnie i teraz masz szansę powrotu.
- Nigdy. Wbij to sobie do tej swojej pustej głowy Mrok! I lepiej odejdź póki jestem łaskawa.
- Dlaczego miałbym? Przecież jestem od ciebie silniejszy.
- Myślisz że nie słyszałam jak to Cię pokonali strażnicy? Wiem, że jesteś osłabiony. Teraz masz wybór, odejdź albo osobiście powyrywam ci wnętrzności! - krzyknęłam, próbując podejść do stojącego 10 metrów przed mną mężczyzny jednak 2 od niego ludzi zatrzymała mnie. - Co? Teraz nigdzie się nie ruszasz bez "ochrony"? - warknęłam kpiąco próbując się wyrwać z czyiś objęć.
- Nie, to tylko w razie próby ataku, tak jak teraz. Za to nigdzie się nie ruszam bez....
- Mnie. - dokończył chłopak za mną. Wszędzie rozpoznam ten głos. David Carter. Syn żywiołu, tak jak ja, tyle, że wody.
  Odwróciłam się twarzą do osoby stojącej za mną na tyle ile mi ochroniarzy pozwolili. Ten sam uśmieszek, pewność siebie, jednak coś znikło. Błysk w oku. Nie było go.
- Daj mi z nią porozmawiać w cztery oczy.
  Mrok przypatrywał się wnikliwie oczom chłopaka doszukując się jakiegoś podstępu.
- 10 minut. Potem wracam.
Uścisk na moich nadgarstkach znikł a swoboda ruchu od razu wróciła. Od razu zaatakowałam, uderzyłam delikatnie butem o ziemie aby wywołać podmuch wiatru. Chłopak przewidując mój ruch ukrył się w wytworzonej przez siebie bańce wodnej aby nie oberwać kawałkami ziemi i kamieni.
- traszka.. - zaczął próbując podejść do mnie, jednak ja znowu wywołałam małe trzęsienie.
- Nie jestem traszka! Dla ciebie Jestem Thalia! Zapamiętaj to sobie, że już nigdy nią nie będę.
- Tra.. Thalia, proszę cię, posłuchaj mnie.
- Ok. Masz minute, a jeżeli będziesz chciał mnie zwyzywać do nic nie znaczących śmieci i tym podobne. To daruj sobie, wiele usłyszałam wtedy i pozwól, że sobie pójdę. - odparłam kierując się do bramy wyjściowej Central Parku, jednak coś mnie złapało za nadgarstek odwróciło w swoją stronę.
- Pamiętasz? - zapytał pokazując bransoletkę wykonaną z kawałka sznurka. Od razu przypomniało mi się jak oboje takie robiliśmy. Spuściłam głowę w dół na to wspomnienie. - Mieliśmy wtedy po 12 lat. Ledwie co się znaliśmy a zaufaliśmy sobie... - uśmiechnęłam się przy okazji grzebiąc botkiem w śniegu na przypomnienie jak wystraszyłam go łapiąc w sieć.- Beztroska, zabawa, śmiech. Wspaniałe uczucia, lecz przez mnie już zapomniane David'dzie.
- Wiem..
- Myślałam, że dawno już opuściłeś armie Mroka?
- Chciałem, ale...
- Ale?
- Zaproponował mi abym został jego "prawą ręką".
- I co? Tylko dlatego, że dał ci posadę jakiegoś walonego doradcy zostałeś?! - zapytałam go patrząc prosto w błękitne tęczówki chłopaka czekając na jakieś wyjaśnienie, albo chociaż słowo. Nic. Wyrwałam nadgarstek z jego uścisku, i odparłam cicho z pogardą. - Myślałam że już dawno przejrzałeś na oczy, zawiodłam się tylko. Jeżeli jednak zmienisz swoje "poglądy" może kiedyś mnie znajdziesz, lecz nie jako przyjaciółkę a wroga. Żegnaj.
Odbiegłam szybko i wzbiłam się powietrze. Wylądowałam na tarasie widokowym Empire State Building. Dopiero teraz odczułam chłód z teraźniejszej zimy. Weszłam do swojego "kącika" i odpłynęłam do krainy morfeusza.
  Następnego dnia spacerując po ulicach "Wielkiego Jabłka" spotkałam Van jadącą na koniu?! Od razu kiedy ją zobaczyłam pędem podleciałam do niej i zagadałam.
- A ty gdzie tak na tym koniu? - dziewczyna wystraszona gwałtownie zatrzymała konia a ten z nagłym pociągnięciem stanął na tylnich nogach prawie zwalając rudowłosą z siebie.
- Matko Thalia nie strasz!
- Tak wiem, wiem świetna jestem w tym, polecam się na przyszłość! - odpowiedziałam kłaniając się jej. Dziewczyna tylko wywróciła oczami. - To gdzie tak lecisz?
  Nagle dziewczyna się zmieszała, minę miała jakby miała się rozdwoić i kłócić ze samą sobą.
- Spokojnie, mi możesz powiedzieć.
  Po chwili ciszy dziewczyna w końcu powiedziała:
- Mam misje. Muszę odnaleźć dzieci zimy.
  Nie zaprzeczę trochę mnie to zdziwiło, ale i zaintrygowało.
- A wiesz.... Mogłam by z tobą iść?
- No nie wiem...
- Ploooose? - powiedziałam robiąc minę szczeniaczka.
- No dobrze.
- Yes! Będę na misji!
- Spokój. Teraz musimy znaleźć najbliższy prom przewożący demony...
- A jaki kierunek?
- Norwegia.
----------------------------
Heeej =D teraz od początku kolejka ;) 
-Ola i Thalia

czwartek, 17 grudnia 2015

7. Nie dam rady tutaj dłużej mieszkać...

3 komentarze:
Aaaaa, przepraszam, że tak długo musieliście czekać,
ale ktoś był mądry i walnął nam próbne matury przed świętami, 
a ktoś jest jeszcze mądrzejszy i przed studniówką....
nieważne, życzę wam miłego czytania
i mam nadzieję, że polubicie Gabrielę. :-)
Zaczynamy się łączyć i dzięki Willow za pomoc ;-)
nie przedłużając, zapraszam na rozdział :-D

***

- Łapać tą wiedźmę! - Oddychaj, tylko spokojnie, ci mili ludzie nic ci nie zrobią…- Na stos z nią!
A może jednak.… Szybko złapałam moją torbę podróżą i wyskoczyłam przez okno. Mam szczęście, że mój pokój jest na parterze. Nikt mnie nie zauważył, więc założyłam na głowę kaptur i spokojnym krokiem zaczęłam kierować się w stronę lasu. Tylko tam mogłam czuć się bezpiecznie, a nikt nie jest na tyle głupi, żeby iść w stronę lasu Berh.
             Według legend, jest zamieszkiwany przez tajemnicze istoty, które potrafią jednym spojrzeniem zabić. Ja wiem, że to nie jest prawda. Wychowałam się w tym lesie tak jak moi przodkowie. Moi rodzice byli wspaniałymi ludźmi, niestety  ich nie pamiętam. Zamarli zanim skończyłam dwa lata. Zajęła się mną babcia i to ona nauczyła mnie wszystkiego o naszej rodzinie i darze, jaki jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Moja babcia, Gertruda, była najlepszą zielarką w Nasturii. Nawet sam król przychodził po lekarstwa do niej, ale od jakiegoś czasu wszyscy patrzą na nas krzywo. Babcia nie potrafiła wytrzymać tych spojrzeń i zachorowała na serce, a ja zostałam sama. Dziś minął rok od jej śmierci i chciałam ozdobić nagrobek jej ulubionymi kwiatami. Każdy zielarz ma swój kwiat „obronny”; dzięki nim żyjemy i mamy większą siłę. Mój to dzwoneczek księżycowy, ulubiony kwiat babci. W naszym domu było zawsze ich pełno, a ja uwielbiałam je dla niej tworzyć. Niestety, gdy tworzyłam kwiaty ktoś mnie zauważył i tak wracam do momentu mojej ucieczki.
            Większość osób myśli, że nadprzyrodzone istoty to same legendy, ale gdy już się je spodka na drodze, to trzeba się ich jak najszybciej pozbyć. To, że czegoś nie znamy nie znaczy, że jest złe! Niestety nie wszyscy podzielają moje poglądy i tak kończy się moje życie w Nasturii. Nie dam rady tutaj dłużej mieszkać, za dużo wspomnień…

***

            Rośliny są jak ludzie, a może nawet prostsze w zrozumieniu. Nie kieruje nimi żądza władzy ani chciwość tylko chęć zdobycia wody i słońca. Nie potrzebne są im pieniądze, ani piękne stroje, bo każdy jest wyjątkowy na swój sposób i umieją to pokazywać, a nie chować. Przez dziewiętnaście lat nauczyłam się wiele o ludziach i roślinach. Dzieli ich głęboka przepaść, która z każdą nowo poznaną osobą robi się coraz większa. Dlatego zdecydowałam się udać do miejsca gdzie magia nie jest czymś dziwnym. Tuż przed śmiercią, babcia opowiadała mi, że w Arendelle żyje królowa, która ma moc lodu. Jej magia jest czymś normalnym, więc może tam będę akceptowana?
            Najszybciej dostać mogę się przez morze, więc udałam się do miasteczka portowego, ale tuż przed wyjściem z lasu zrobiłam parę wiązanek. Może jeśli sprzedam kilka starczy mi na bilet. Stanęłam tam gdzie ludzie handlowali przedmiotami codziennego użytku i zaczęłam zarabiać.
            Jak się okazało, ludzie lubią kwiaty i zarobiłam tak dużo pieniędzy, że starczyłoby mi na dwa bilety. Nie czekając dłużej pobiegłam w stronę jedynego statku, który płynie do Arendelle. Zapłaciłam za miejsce i udałam się na dziób statku, gdzie w oddali widać mój cel.
- Już niedługo będę wolna.- z uśmiechem na ustach poszłam w stronę skrzyń, gdzie było wolne miejsce. Oparłam się o jedną skrzynię, która była zadziwiająco ciepła, aż za ciepła. Szybko odskoczyłam poparzona od skrzyni i w samą porę bo ta zapaliła się niszcząc część ładunków. Nie obyło się bez krzyków paniki innych odgłosów, ale mnie najbardziej zaciekawiła postać, która stała w tym samym miejscu, co wcześniej ciepła skrzynia. Dziewczyna wygląda na co najmniej szesnaście lat, a jej kruczoczarne włosy nie wyglądały jakby ogień ich dotykał.
- No nie, znowu to samo. – nieznajoma spojrzała na mnie przerażonymi oczami, które wydają się nie mieć tęczówki. Nie wiem czemu, ale od razu poczułam do niej sympatię i nić porozumienia. Nie tracąc dłużej czasu pognałam w jej stronę. Chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam na przeciwną stronę statku. Miałyśmy szczęście, bo kiedy stanęłyśmy kapitan i reszta załogi wybiegła spod pokładu.
- Dzięki – nieznajoma uśmiechnęła się do mnie, a ja siłą posadziłam ją na pokładzie.
- Podziękujesz jak nie zwalą tego na nas, a teraz siedź cicho i udawaj przerażoną. - usiadłam obok niej i przytuliłam się do niej delikatnie. Tak jak się spodziewałam chwilę później przybiegł do nas jeden z załogi i zapytał czy wiemy coś o tym pożarze. Zaprzeczyłyśmy.
- Dobrze, ale nie przypominam sobie ciebie.- spojrzał na czarnowłosą dziewczynę
- To moja przyjaciółka, miałyśmy właśnie iść zapłacić za jej bilet, ale zauważyłyśmy ogień i się przestraszyłyśmy. - nie wiem, skąd to mi przyszło do głowy, a co najważniejsze jakim cudem odważyłam się na takie kłamstwo! Na szczęście uwierzył nam i zabrał ode mnie zapłatę za rejs nieznajomej.
- Dobra, teraz wielkie dzięki. – uśmiechnęła się do mnie, a ja to odwzajemniłam.

- Jestem Gabriela i myślę, że mamy coś ze sobą wspólnego. – mrugnęłam do niej i wyczarowałam na dłoni mój symbol. Dzwoneczek księżycowy. 
___

Oddaję pióro mądrości i weny następnej osobie 
^.^