Znowu ON, ten powalony.... Ciekawe co tym razem będzie chciał od mnie.
- Thalia Chase.... Cóż za spotkanie! Dawno się nie widzieliśmy.
- Taaaa, i było wspaniale. - mruknęłam wstając na nogi.
- Ale dlaczego takie chłodne powitanie? Nie pamiętasz jak to kiedyś sialiśmy strach wśród tych wszystkich głupich ludzi?
- Nawet mi o tym nie przypominaj... To był najgorszy błąd w mojej karierze żywiołu.
- 3 lata temu mówiłaś inaczej.
- Bo byłam młoda i głupia! To przez ciebie moi rodzice zgineli! Ciebie! I ty jeszcze masz czelność do mnie przychodzić?!
- Nie, nie, nie... To TY ich zabiłaś. - usłyszawszy te słowa na nowo w mojej głowie rozwiała się burza, z resztą i poza nią. - Oj nie ma co się denerwować, odeszłaś od mnie i teraz masz szansę powrotu.
- Nigdy. Wbij to sobie do tej swojej pustej głowy Mrok! I lepiej odejdź póki jestem łaskawa.
- Dlaczego miałbym? Przecież jestem od ciebie silniejszy.
- Myślisz że nie słyszałam jak to Cię pokonali strażnicy? Wiem, że jesteś osłabiony. Teraz masz wybór, odejdź albo osobiście powyrywam ci wnętrzności! - krzyknęłam, próbując podejść do stojącego 10 metrów przed mną mężczyzny jednak 2 od niego ludzi zatrzymała mnie. - Co? Teraz nigdzie się nie ruszasz bez "ochrony"? - warknęłam kpiąco próbując się wyrwać z czyiś objęć.
- Nie, to tylko w razie próby ataku, tak jak teraz. Za to nigdzie się nie ruszam bez....
- Mnie. - dokończył chłopak za mną. Wszędzie rozpoznam ten głos. David Carter. Syn żywiołu, tak jak ja, tyle, że wody.
Odwróciłam się twarzą do osoby stojącej za mną na tyle ile mi ochroniarzy pozwolili. Ten sam uśmieszek, pewność siebie, jednak coś znikło. Błysk w oku. Nie było go.
- Daj mi z nią porozmawiać w cztery oczy.
Mrok przypatrywał się wnikliwie oczom chłopaka doszukując się jakiegoś podstępu.
- 10 minut. Potem wracam.
Uścisk na moich nadgarstkach znikł a swoboda ruchu od razu wróciła. Od razu zaatakowałam, uderzyłam delikatnie butem o ziemie aby wywołać podmuch wiatru. Chłopak przewidując mój ruch ukrył się w wytworzonej przez siebie bańce wodnej aby nie oberwać kawałkami ziemi i kamieni.
- traszka.. - zaczął próbując podejść do mnie, jednak ja znowu wywołałam małe trzęsienie.
- Nie jestem traszka! Dla ciebie Jestem Thalia! Zapamiętaj to sobie, że już nigdy nią nie będę.
- Tra.. Thalia, proszę cię, posłuchaj mnie.
- Ok. Masz minute, a jeżeli będziesz chciał mnie zwyzywać do nic nie znaczących śmieci i tym podobne. To daruj sobie, wiele usłyszałam wtedy i pozwól, że sobie pójdę. - odparłam kierując się do bramy wyjściowej Central Parku, jednak coś mnie złapało za nadgarstek odwróciło w swoją stronę.
- Pamiętasz? - zapytał pokazując bransoletkę wykonaną z kawałka sznurka. Od razu przypomniało mi się jak oboje takie robiliśmy. Spuściłam głowę w dół na to wspomnienie. - Mieliśmy wtedy po 12 lat. Ledwie co się znaliśmy a zaufaliśmy sobie... - uśmiechnęłam się przy okazji grzebiąc botkiem w śniegu na przypomnienie jak wystraszyłam go łapiąc w sieć.- Beztroska, zabawa, śmiech. Wspaniałe uczucia, lecz przez mnie już zapomniane David'dzie.
- Wiem..
- Myślałam, że dawno już opuściłeś armie Mroka?
- Chciałem, ale...
- Ale?
- Zaproponował mi abym został jego "prawą ręką".
- I co? Tylko dlatego, że dał ci posadę jakiegoś walonego doradcy zostałeś?! - zapytałam go patrząc prosto w błękitne tęczówki chłopaka czekając na jakieś wyjaśnienie, albo chociaż słowo. Nic. Wyrwałam nadgarstek z jego uścisku, i odparłam cicho z pogardą. - Myślałam że już dawno przejrzałeś na oczy, zawiodłam się tylko. Jeżeli jednak zmienisz swoje "poglądy" może kiedyś mnie znajdziesz, lecz nie jako przyjaciółkę a wroga. Żegnaj.
Odbiegłam szybko i wzbiłam się powietrze. Wylądowałam na tarasie widokowym Empire State Building. Dopiero teraz odczułam chłód z teraźniejszej zimy. Weszłam do swojego "kącika" i odpłynęłam do krainy morfeusza.
Następnego dnia spacerując po ulicach "Wielkiego Jabłka" spotkałam Van jadącą na koniu?! Od razu kiedy ją zobaczyłam pędem podleciałam do niej i zagadałam.
- A ty gdzie tak na tym koniu? - dziewczyna wystraszona gwałtownie zatrzymała konia a ten z nagłym pociągnięciem stanął na tylnich nogach prawie zwalając rudowłosą z siebie.
- Matko Thalia nie strasz!
- Tak wiem, wiem świetna jestem w tym, polecam się na przyszłość! - odpowiedziałam kłaniając się jej. Dziewczyna tylko wywróciła oczami. - To gdzie tak lecisz?
Nagle dziewczyna się zmieszała, minę miała jakby miała się rozdwoić i kłócić ze samą sobą.
- Spokojnie, mi możesz powiedzieć.
Po chwili ciszy dziewczyna w końcu powiedziała:
- Mam misje. Muszę odnaleźć dzieci zimy.
Nie zaprzeczę trochę mnie to zdziwiło, ale i zaintrygowało.
- A wiesz.... Mogłam by z tobą iść?
- No nie wiem...
- Ploooose? - powiedziałam robiąc minę szczeniaczka.
- No dobrze.
- Yes! Będę na misji!
- Spokój. Teraz musimy znaleźć najbliższy prom przewożący demony...
- A jaki kierunek?
- Norwegia.
- Thalia Chase.... Cóż za spotkanie! Dawno się nie widzieliśmy.
- Taaaa, i było wspaniale. - mruknęłam wstając na nogi.
- Ale dlaczego takie chłodne powitanie? Nie pamiętasz jak to kiedyś sialiśmy strach wśród tych wszystkich głupich ludzi?
- Nawet mi o tym nie przypominaj... To był najgorszy błąd w mojej karierze żywiołu.
- 3 lata temu mówiłaś inaczej.
- Bo byłam młoda i głupia! To przez ciebie moi rodzice zgineli! Ciebie! I ty jeszcze masz czelność do mnie przychodzić?!
- Nie, nie, nie... To TY ich zabiłaś. - usłyszawszy te słowa na nowo w mojej głowie rozwiała się burza, z resztą i poza nią. - Oj nie ma co się denerwować, odeszłaś od mnie i teraz masz szansę powrotu.
- Nigdy. Wbij to sobie do tej swojej pustej głowy Mrok! I lepiej odejdź póki jestem łaskawa.
- Dlaczego miałbym? Przecież jestem od ciebie silniejszy.
- Myślisz że nie słyszałam jak to Cię pokonali strażnicy? Wiem, że jesteś osłabiony. Teraz masz wybór, odejdź albo osobiście powyrywam ci wnętrzności! - krzyknęłam, próbując podejść do stojącego 10 metrów przed mną mężczyzny jednak 2 od niego ludzi zatrzymała mnie. - Co? Teraz nigdzie się nie ruszasz bez "ochrony"? - warknęłam kpiąco próbując się wyrwać z czyiś objęć.
- Nie, to tylko w razie próby ataku, tak jak teraz. Za to nigdzie się nie ruszam bez....
- Mnie. - dokończył chłopak za mną. Wszędzie rozpoznam ten głos. David Carter. Syn żywiołu, tak jak ja, tyle, że wody.
Odwróciłam się twarzą do osoby stojącej za mną na tyle ile mi ochroniarzy pozwolili. Ten sam uśmieszek, pewność siebie, jednak coś znikło. Błysk w oku. Nie było go.
- Daj mi z nią porozmawiać w cztery oczy.
Mrok przypatrywał się wnikliwie oczom chłopaka doszukując się jakiegoś podstępu.
- 10 minut. Potem wracam.
Uścisk na moich nadgarstkach znikł a swoboda ruchu od razu wróciła. Od razu zaatakowałam, uderzyłam delikatnie butem o ziemie aby wywołać podmuch wiatru. Chłopak przewidując mój ruch ukrył się w wytworzonej przez siebie bańce wodnej aby nie oberwać kawałkami ziemi i kamieni.
- traszka.. - zaczął próbując podejść do mnie, jednak ja znowu wywołałam małe trzęsienie.
- Nie jestem traszka! Dla ciebie Jestem Thalia! Zapamiętaj to sobie, że już nigdy nią nie będę.
- Tra.. Thalia, proszę cię, posłuchaj mnie.
- Ok. Masz minute, a jeżeli będziesz chciał mnie zwyzywać do nic nie znaczących śmieci i tym podobne. To daruj sobie, wiele usłyszałam wtedy i pozwól, że sobie pójdę. - odparłam kierując się do bramy wyjściowej Central Parku, jednak coś mnie złapało za nadgarstek odwróciło w swoją stronę.
- Pamiętasz? - zapytał pokazując bransoletkę wykonaną z kawałka sznurka. Od razu przypomniało mi się jak oboje takie robiliśmy. Spuściłam głowę w dół na to wspomnienie. - Mieliśmy wtedy po 12 lat. Ledwie co się znaliśmy a zaufaliśmy sobie... - uśmiechnęłam się przy okazji grzebiąc botkiem w śniegu na przypomnienie jak wystraszyłam go łapiąc w sieć.- Beztroska, zabawa, śmiech. Wspaniałe uczucia, lecz przez mnie już zapomniane David'dzie.
- Wiem..
- Myślałam, że dawno już opuściłeś armie Mroka?
- Chciałem, ale...
- Ale?
- Zaproponował mi abym został jego "prawą ręką".
- I co? Tylko dlatego, że dał ci posadę jakiegoś walonego doradcy zostałeś?! - zapytałam go patrząc prosto w błękitne tęczówki chłopaka czekając na jakieś wyjaśnienie, albo chociaż słowo. Nic. Wyrwałam nadgarstek z jego uścisku, i odparłam cicho z pogardą. - Myślałam że już dawno przejrzałeś na oczy, zawiodłam się tylko. Jeżeli jednak zmienisz swoje "poglądy" może kiedyś mnie znajdziesz, lecz nie jako przyjaciółkę a wroga. Żegnaj.
Odbiegłam szybko i wzbiłam się powietrze. Wylądowałam na tarasie widokowym Empire State Building. Dopiero teraz odczułam chłód z teraźniejszej zimy. Weszłam do swojego "kącika" i odpłynęłam do krainy morfeusza.
Następnego dnia spacerując po ulicach "Wielkiego Jabłka" spotkałam Van jadącą na koniu?! Od razu kiedy ją zobaczyłam pędem podleciałam do niej i zagadałam.
- A ty gdzie tak na tym koniu? - dziewczyna wystraszona gwałtownie zatrzymała konia a ten z nagłym pociągnięciem stanął na tylnich nogach prawie zwalając rudowłosą z siebie.
- Matko Thalia nie strasz!
- Tak wiem, wiem świetna jestem w tym, polecam się na przyszłość! - odpowiedziałam kłaniając się jej. Dziewczyna tylko wywróciła oczami. - To gdzie tak lecisz?
Nagle dziewczyna się zmieszała, minę miała jakby miała się rozdwoić i kłócić ze samą sobą.
- Spokojnie, mi możesz powiedzieć.
Po chwili ciszy dziewczyna w końcu powiedziała:
- Mam misje. Muszę odnaleźć dzieci zimy.
Nie zaprzeczę trochę mnie to zdziwiło, ale i zaintrygowało.
- A wiesz.... Mogłam by z tobą iść?
- No nie wiem...
- Ploooose? - powiedziałam robiąc minę szczeniaczka.
- No dobrze.
- Yes! Będę na misji!
- Spokój. Teraz musimy znaleźć najbliższy prom przewożący demony...
- A jaki kierunek?
- Norwegia.
----------------------------
Heeej =D teraz od początku kolejka ;)
-Ola i Thalia
Super rozdział :-) Ludziska czekam na next:-D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny:-*
Świetny *-*
OdpowiedzUsuńWeny
Pozdrawiam ~Snowmoon
Świetny rozdział , kiedy będzie kolejny ?:D
OdpowiedzUsuńNasz kochany kris (znany też pod pseudonimem Anna Zzaświatów) mimo próśb i gróźb jest do nie ruszenia i napisze jak zapamięta że tutaj jest xD
Usuń