czwartek, 25 sierpnia 2016

21. Królewski ogród

2 komentarze:


 dla Amy [*]

__

Arendell, małe państwo o zaskakujących krajobrazach jak i mieszkańcach. Magia jest tu akceptowana i każdy chciałby posiadać jakąś magiczną umiejętność, którą mógłby coś zmienić. Jednak nie każdy zasługuje na taki dar, który przysługuje nielicznym. Są nimi wybrańcy, którym sam wielki księżyc przekazał małą część swojej mocy. Niektórzy się z nią urodzili, a inni zostali nią obdarowani po śmierci. Dla niektórych ta moc jest czymś wyjątkowym, a dla innych przekleństwem, przez które cierpią inni. Niestety nie każdy ma tyle szczęścia i odkrywa swoje umiejętności przy kimś kto wie co robić i jak pomóc opanować dar. Gdy jest się samemu dzieją się złe rzeczy i obdarzony czuję się wyrzutkiem, ale wystarczy jedna osoba, która będzie przy niej i wesprze ją w trudnych chwilach. Tak miała królowa tego pięknego kraju. Elsa nie miała nikogo, kto by ją zrozumiał. Dlatego jedynym rozwiązaniem było ukrywanie swoich zdolności. Jednak gdy w nieszczęśliwym wypadku prawie straciła swoją siostrę zrozumiała, że tak naprawdę potrzebowała jej. To dzięki Annie zrozumiała, że tylko miłość pokona strach.
            Wiele myślałam o tym co mi powiedziała królowa. Jej historia przypominała mi opowieść o zrodzonej, przeklętej i ożywionym. Hmm, była to stara legenda o dzieciach księżyca obdarzonych mocą lodu. Każde z nich miało inną historie i czas w którym żył, a jednak pewnego dnia spotkali się i wtedy nastąpiła ciemność. Jednak to tylko legenda i nie sądzę, że dotyczy ona Elsy. Z tego co mi mówiła, nie miała styczności z kimś o podobnej mocy, albo mi nie mówiła…

***

            Często zastanawiałam się, jak żyje się w zamku. Jak wyglądają te fikuśne ozdoby i dywany oraz komnaty. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę miała okazję spędzić noc w takim zamku. Zaraz po tym jak uleczyłam Willow i porozmawiałam z królową o przeszłości, poczułam zmęczenie. W końcu zużyłam dużo energii na obronę i uleczenie mojej płomiennej towarzyszki, a najbliżej księżycowe kwiaty rosną w moim starym domu. Elsa zauważyła to i zaproponowała, że odprowadzi mnie do komnaty, gdzie będę mogła odzyskać siły. Pomieszczenie okazało się być ogromne i  gustownie urządzone, choć dla mnie z lekkim przepychem.
- Mam nadzieję, że szybko nabierzesz sił i niczego ci tu nie zabraknie. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, wystarczy, że poprosisz. – powiedziała królowa, kiedy ja podziwiałam wystrój.
- Dziękuję wasza wysokość. – ukłoniłam się i uśmiechnęłam się do Elsy, a ta wyszła i zostałam sama. Tak jak rok temu, zupełnie sama. Westchnęłam tylko i usiadłam na łóżku, olbrzymim łożu z baldachimem. Nie przywykłam do takich wygód, przeważnie sypiam albo na ziemi, albo twardym łóżku, a to dla mnie zbyt dużo. Podniosłam się szybko i zaczęłam swoje czary. Z rąk zaczęły mi wyrastać pnącza które zaczęły tworzyć coś na kształt wielkiej łzy, którą jakby przykleiłam do sufitu. Utworzyłam wejście do mojej kołyski i uformowałam ją w taki sposób, że mogę spokojnie do niej wejść i położyć się. Zgarnęłam z królewskiego łoża tylko małą poduszkę i narzutę, która posłuży mi jako kołdra. Z uśmiechem na ustach weszłam do mojej kołyski i ułożyłam się wygodnie na plecach.  Spojrzałam do góry i tuż nad swoją głową, wśród pnączy stworzyłam masę moich kwiatów, które swoim delikatnym pyłkiem ukołysały mnie do snu, jak księżyc, który świeci za oknem i pilnuje swoich dzieci….

***

Obudziły mnie pierwsze promienie wschodzącego słońca, które od razu przypomniało mi o mojej towarzyszce. Szybko wstałam wyszłam z mojej kołyski i pobiegłam w stronę komnaty Willow. Nie była daleko, więc szybko znalazłam się obok mojej pacjentki. Tak jak przypuszczałam potrzebowała czegoś na ból, więc podałam jej dzwoneczka księżycowego, który jest lekarstwem na każdy rodzaj bólu fizycznego. Zjadła kwiat, niechętnie, ale zjadła. Chwilę porozmawiałyśmy, ale czułam, że niezbyt klei się rozmowa, więc wyszłam zostawiając ją samą.
            Postanowiłam zwiedzić zamek i okoliczny ogród, którego najbardziej byłam ciekawa. Chodziły legendy, że to właśnie tutaj można spotkać lodowy kwiat. Jest to kwiat, który został stworzony przez człowieka, a nie matkę naturę. Podobno sama królowa stworzyła ten kwiat i tylko ona może go dotykać, ponieważ jest stworzony z lodu, a tylko ona ma tak niską temperaturę ciała, że się nie topi. Dlatego ten kwiat jest tak wyjątkowy, a ja mam wielką ochotę go zobaczyć. Jedyny problem w tym, że nie wiem, gdzie znajduje się ogród. Przeszłam zamek wzdłuż i wszerz, ale nigdzie nie widziałam przejścia do ogrodu. Mijała mnie służba wielokrotnie pytając, czy nie mam ochoty zjeść śniadania, ale ja ciągle odmawiałam tłumacząc się, że wolę zaczekać, aż wszyscy wstaną. Od królowej Elsy wiem, że w zamku jest ostatnio coraz więcej gości z przeróżnymi zdolnościami. Nie wiem czy to nic nadzwyczajnego, czy przypadkiem nie zbliża się coś strasznego, a księżyc stara się nas zebrać w jednym miejscu, żebyśmy razem podołali tej próbie.
            Tak jak mówiłam, obeszłam cały zamek, no prawie. Właśnie idę do ostatnich drzwi, które przykuły moją uwagę. Nie wyglądały jak drzwi do sypialni, ani jakiegoś ważnego pomieszczenia, ale były ozdobione w kwiaty. Róże, lilie, konwalie, dalie, astry, a co najważniejsze w lodowy kwiat. Lekko pchnęłam drzwi, a moim oczom ukazał się piękny i zadbany ogród. Pełno w nim było pospolitych jak i rzadkich kwiatów. Ogród królewski jest olbrzymich rozmiarów oraz jest pełen przeróżnych kwiatów, które gdy tylko weszłam, zaczęły do mnie mówić. Każdy z osobna prosił o chwilę uwagi, ale ja musiałam iść dalej, coś ciągnęło mnie w stronę najdalszego zakątka ogrodu. Czułam magię, która płynęła z tamtej strony i aż sama prosiła się, żeby do niej podejść. Zbliżając się, czułam, że temperatura spada.
- Przydałaby się Willow. – szepnęłam, a z moich ust wydobyła się para. Nie przykuła na długo mojej uwagi, ponieważ przed sobą zobaczyłam coś niezwykłego. Pole pełne lodowych kwiatów. Kwiat, który jest najbardziej majestatyczny, a wygląda jak śnieżynka. Łodyżka wydaje się być zrobiona z lodu. Niezwykłe, a do tego żywe. Słyszę jak do mnie mówią, jak pragną uwagi. Nikt się nimi nie zajmuje z wyjątkiem królowej, bo tylko ona jest w stanie spełnić ich zachcianki. Chcą latać, wypuścić całą swoją magię.
- Proszę, to dla was, lećcie. – szepnęłam i położyłam swoje dłonie na ziemi. Przesłałam swoją energię w ich stronę. Czułam ich radość, a chwilę potem poleciały. Naprawdę. Kwiat odczepił się od łodyżki i poleciał do góry, zostawiając za sobą płatki śniegu, które wydostawały się jakby od tych kwiatów. To jest piękne.
- Nie wiedziałam, że one tak potrafią. – usłyszałam za sobą głos i jak najszybciej odwróciłam się.
- Potrafią jeszcze więcej tylko trzeba umieć słuchać. – uśmiechnęłam się do królowej i razem z nią oglądałyśmy jak kwiaty lecą do góry, a potem zmieniają się w płatki śniegu.
- Przyszłam zaprosić cię na śniadanie. Na pewno jesteś głodna, a przy okazji poznasz wszystkich gości, którzy przybyli do zamku.
- Z przyjemnością przyjmę zaproszenie, a czy moja towarzyszka również idzie z nami? – spytałam otwierając drzwi przed Elsą.
- Oczywiście, już na nas czeka razem z wszystkimi. – uśmiechnęła się pokazując swoje śnieżnobiałe zęby. Wtedy przyjrzałam się jej dokładniej. Jej platynowe włosy pięknie pasowały do błękitnych oczu, a jej blada skóra odziana jest w zjawiskową suknię, która wydaje się być zrobiona z lodu. Spojrzałam na siebie, wciąż mam na sobie swoją starą bordową suknię, która uszyła mi babcia. Nie pasuje za bardzo na królewski dwór, ale jeśli trochę się wysilę … 
            Skupiłam się na kształcie i kolorze oraz na materiale jaki ma powstać. Przyłożyłam dłoń do mojej starej sukienki i poczułam jak rośliny zaczynają oplatać moje ciało. Suknia zaczęła się zmieniać. Powstawało wiele falbanek w kolorze ciemnej zieleni, a rękawy wydłużyły się. Powstała skromna, ale piękna suknia idealna dla mnie.
- W zieleni ci do twarzy. – podsumowała królowa, gdy tylko zobaczyła zmianę w moim ubiorze.
- Dziękuję wasza wysokość – ukłoniłam się i poprawiłam zagubiony kosmyk włosów, które szybko spięłam w wysoką kitkę. Zobaczyłam, że zbliżamy się do wielkich drewnianych drzwi, które zapewne prowadzą do jadalni. Nagle poczułam jak cała odwaga mnie opuszcza, a pozostał jedynie strach przed tym jak ocenią mnie inni. Otworzono przed nami ciężkie wrota, które odsłoniły wielkie pomieszczenie w którym znajduje się marmurowy kominek. Okna oświetlają całe pomieszczenie po środku którego znajduje się wielki stół, przy którym znajduje mnóstwo osób. Część z nich już widziałam gdy razem z Willow postawiono nas przed sądem królewskim za kradzież. Zobaczyłam również moją towarzyszkę z Nasturii , która wesoło gawędziła z jakąś blondynką. Wszyscy jednak przestali rozmawiać, gdy weszłam razem z królową.
- Moi drodzy, poznajcie Gabrielę Swan. – ukłoniłam się i czekałam, bo tylko to mi pozostało.

______________
Tak jak widzicie, rozdział czeka na przeczytanie.
Cieszę się, że dalej piszemy i możemy dzielić się z wami naszą wyobraźnią.
 Niestety wakacje się kończą i zaczyna szkoła, 
niektórzy kontynuują swoją naukę w kolejnych kasach,
a inni zmieniają szkołę.
Ja postanowiłam się wam pochwalić 

dostałam się na studia do Wrocławia i to z pierwszego sortu! ;-D
czas na 7 godzin autokarem co jakiś czas :-P 
Życzę wam udanej końcówki wakacji oraz super roku szkolnego,
powodzenia w szkole i ewentualni w dostaniu się do wymarzonej szkoły ;-)
mam nadzieję, że te wakacje wam się udały, a następne przyjdą szybko ;-) 
 Oddaję internetowe pióro następnej osobie i życzę weny ;-)

sobota, 6 sierpnia 2016

20. Kwiat

4 komentarze:
Nie pamiętam, co się stało. Boli mnie strasznie głowa. Czuję się, jakby stado słoni przebiegło po mojej głowie.... a może i gorzej. Najgorsze jest jednak to, że pamiętam tylko to, że przypłynęłam do tego państwa z ...eee... Gabrielą? Chyba tak się nazywała.
Kiedy otworzyłam swoje oczy, było bardzo ciemno i na zewnątrz, i w środku. Próbowałam usiąść, ale nic z tego, byłam zbyt słaba. Musiałam czekać, aż ktoś w końcu łaskawie przyjdzie do mnie.
Mijały sekundy, minuty, godziny i ciągle nikogo nie było, eh, życie. Spojrzałam na okna. Były ogromne! Nigdy takich chyba nie widziałam... Spojrzałam przez nie. Pewnie jest już siódma rano, ponieważ słońce zaczęło wschodzić. Wyłaniające się słońce jest cudowne, wygląda jak wielka kula ognia i to jest cudowne. Daje nadzieję na lepszy dzień, chociaż i tak wiem, że będzie gorszy.
Moje przemyślenia przerwało skrzypienie ciężkich, dębowych drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę, a moim oczom ukazała się niska rudowłosa dziewczyna o kobiecych kształtach. Hmm... z tego, co kojarzę, to, to jest Gabriela.
– O... obudziłaś się! – w jej zielonych oczach było widać ulgę, jak i szczęście. – Hmm... - mruknęłam cicho, jej optymizm aż boli... i chyba dało się to wyczuć w moim głosie. Ruda podeszła do mnie i spojrzała na moją głowę, widać, że się martwiła, a ja dopiero teraz się skapnęłam, że mam tam opatrunek. Dotknęłam go i syknęłam z bólu. – Nie, nie dotykaj... – spojrzała na mnie z troską – Rana jeszcze się goi... nie powinnaś wykonywać żadnych gwałtownych ruchów... i najlepiej by było, gdybyś nigdzie nie wychodziła... – Nie miałam nawet zamiaru – prychnęłam.
Dziewczyna zachichotała delikatnie. Wystawiła dłoń a na jej dłoni wyrosła jakaś roślina, co było bardzo dziwne... Ona takie coś robiła? Hm... Nie pamiętam... zresztą, nieważne.
Łodyga tej rośliny była jakby pnączem, na których rosły niebiesko-fioletowe kwiaty z białymi kreskami. Płatki tych majestatycznych kwiatów były lekko zwinięte, ale tego praktycznie nie było widać. Jednym słowem ,,cud roślinka doniczkowa''.
– Masz – zerwała jeden kwiat i mi go podała – Zjedz, chociaż trochę przestanie boleć cię głowa
– Musze? – niechętnie spojrzałam na kwiatka.
– Jeśli wolisz cierpieć, to spoko ...– już miała zgnieść roślinę ale jej przerwałam.
– Stój! ....– westchnęłam – No okej... 
Niechętnie wzięłam kwiat do ręki i skosztowałam go. W smaku był okropny, fuj! 
Zaczęłam rozmawiać z Gabrielą, jednak nie było to jakoś super interesujące. Po jakiś dwudziestu minutach musiała pójść zostawiając mnie samą. Niespodziewanie ktoś wszedł do moich drzwi. Była to blondynka o bardzo bladej cerze, miała zwiewną sukienkę do kolan obsypaną kryształkami lodu i nie miała butów.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zemdlałam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo, przepraszam za krótki rozdział (miał być dłuższy i ciekawszy ._.'') ale nie było czasu.... pojechałam na 2 tyg do Chorwacji. I jeszcze dostałam pieska ^^ tylko,.,. szkoda, że ona (Amy) jest chora :') ma kroplówkę i w ogóle... zero życia :') rokowania są słabe, bardzo słabe, małe szanse na przeżycie :')
Amy 

Ps: Jestem na telefonie i gdzieś może byc jakiś błąd, np: zabraknie końcówki ''ą'' '''ę'' ''ż'' ''ć'', bo niestety mam mało czasu.



środa, 6 lipca 2016

19. Prezent od Księżyca

4 komentarze:

 
  - Niech ktoś zgasi to słońce – wymamrotałam zaspana. Jasne promienie niemiłosiernie drażniły mi oczy, nawet gdy były ukryte pod powiekami. Taaa, i weź tu człowieku spędź 170 lat w ciemnościach. Istna katorga!
  - Charakter bez zmian – usłyszałam nagle. Gwałtownie otworzyłam oczy i spojrzałam w stronę, skąd dobiegł głos. Na krześle, obok łóżka na którym leżałam, siedział lekarz i notował coś piórem na jakimś pergaminie.
  - Ja bardzo przepraszam, ale jak długo pan tu już siedzi? – spytałam zdziwiona
  
  - Od jakiś 15 minut – powiedział nie przestając bazgrać – Zmieniłem ci już opatrunki i myślę, że ponowne wizyty są już niepotrzebne, ponieważ rany szybko się goją i niedługo nie pozostaną po nim ślady – wstał i zaczął odchodzić do drzwi – A i jeszcze jedno – spojrzał na mnie –  nie forsuj się za bardzo, bo jesteś jeszcze osłabiona, a rany mogą jeszcze poboleć. Do widzenia – uśmiechnął się i wyszedł.
 
  - Księżycu, ten gość wymaga ode mnie cudów – pomyślałam przewracając oczami. Ostrożnie zwlekłam się z łóżka stawiając nogi na miękkim dywanie. Niestety na moje nieszczęście ugięły się one pode mną, przez co runęłam na podłogę.
 
  - Niech to szlag – jęknęłam, po czym niesfornie wstałam i przeciągnęłam się, a do moich uszu dobiegły ciche pstrykanie kości. Księżycu, jak ja dawno się nie ruszałam. Pomimo lekkiego bólu ran zrobiłam gwiazdę i salto w tył. Oj, ale mi tego brakowało. W koncie pokoju dostrzegłam duże lustro w kształcie wydłużonej elipsy. Podeszłam i przejrzałam się w nim. O wielki księżycu! Jak ja wyglądam!? Okropnie! Oto efekt niewoli w podziemiach. Jak w ogóle ludzie z tego zamku mogli na mnie patrzeć!? Szybkim ruchem ściągnęłam z siebie swoją sukienkę. Potwornie schudłam, widać mi praktycznie wszystkie kości, skóra jeszcze bardziej pobladła i poszarzała.  Jeszcze te rany…..niby ukryte pod bandażami, ale ich fragmenty i tak z pod nich wystawały. Za jakie grzechy ja się pytam no!? Odwróciłam się i zobaczyłam jakieś inne drwi. Podeszłam do nich i je otworzyłam. Łazienka. O, jak dobrze. Przynajmniej się ogarnę. Stanęłam koło wanny i wzięłam do ręki żółtą, miękką gąbkę. Namoczyłam ją ciepłą wodą i zaczęłam przemywać skórę starannie omijając bandaże (co było trudne, bo zajmowały one co najmniej ¾ procent mojego ciała). Po chwili byłam już czysta. Następnie umyłam dokładnie włosy które następnie, za pomocą mojej mocy, szybko wysuszyłam i uczesałam w codzienną fryzurę. Przemyłam twarz ciepłą wodą, dzięki czemu zniknęły mi wory pod oczami. Wyszłam z łazienki i znów stanęłam przed lustrem. No, teraz jest znacznie lepiej. Wzięłam do ręki moją sukienkę. No nie no! Cała potargana i brudna od ziemi, czarnego piachu i mojej krwi. Płynnymi ruchami ręki raz dwa ją naprawiłam i oczyściłam. No i wygląda jak nowa! Z uśmiechem założyłam ją. Nagle coś parsknęło za mną. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się. Za mną stał koń czarnego piach.
  - Co ty tu robisz!? – wysyczałam wściekle. Koń zarżał i skoczył na mnie. Próbowałam go od siebie odrzucić, opierając się jego ciężarowi.
 
  - Daj ludziom żyć kobieto! – usłyszałam zza drzwi głos mężczyzny.
 
  - Ale ja chciałam tylko zobaczyć, czy wszystko u niej w porządku! – odkrzyknął głos dziewczyny.
 
 Błagam, tylko tu nie wchodź, błagam, nie wchodź – prosiłam w myślach.
  
  - Lekarz do niej zaglądał pół godziny temu! – odpowiedział jej ten chłopak. Po chwili odeszli.
Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam gniewnie na koszmar.
 
  - Niech zgadnę, Mrok znów coś kombinuje, co? – on coś mruknął. Dobrze, że wiem co. Trochę poznałam ich mowę, ale i tak nie za dobrze – A po co ci wiedzieć, gdzie jest Jack? – znów coś parsknął – Jak to jest idealny moment na dorwanie go? – zdziwiłam się. Zaaaaraz, czy przypadkiem Jack nie jest w tym roku najsłabszy? O nie! Mrokowi nie uda się go dorwać, po moim trupie!
  - Nie mam bladego pojęcia, gdzie jest Jack! – skłamałam - Poszukaj, bo ja wiem, w lesie, albo coś! Odczep się ode mnie! – wywaliłam go przez okno, a ten poleciał do lasu. No, na razie, mam z głowy koszmary Mroka. Ale to nie koniec, w końcu zorientuje się, że nakłamałam i wrócą tu te durne konie. Ale na razie mam spokój.
  
     Nagle głośno zaburczało mi w brzuchu. O księżycu, ale jestem głodna! Hmm, może coś znajdę w tym zamku. Cichutko otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Wniosłam się w powietrze i zaczęłam latać po zamku w poszukiwaniu kuchni. W pewnej chwili ją znalazłam. Przypadkiem, bo jakieś kobiety w fartuszkach wyszły z pomieszczenia z którego bił zapach pieczywa. Zakradłam się cichutko i zajrzałam do środka. Kucharki i kucharze latali jak nienormalni. Syknęłam, gdy jakaś kobieta poślizgnęła się o leżącą na ziemi mąkę, wywinęła kozła i runęła na kafelki. Wszyscy wokół zaczęli się śmiać, ja również zachichotałam. Nagle spostrzegłam na półce, niedaleko mnie, w koszyku kilka niewielkich bochenków świeżo upieczonego chleba. Z moich ust momentalnie pociekła ślina. Gdy byłam w niewoli, Mrok tylko co jakiś czas dawał mi kawałki suchego chleba i szklankę wody. Uważając, żeby nikt mnie nie zobaczył ostrożnie wzięłam jeden bochenek.
 
  - Hej! Zostaw to! – krzyknęła na mnie jakaś kucharka. Cholera no!

 Szybko wstałam i zaczęłam biec korytarzem. Na moje nieszczęście trzy kucharki ruszyły w pogoń za mną. Ja rozumiem, że są wściekłe, ale żeby zaraz z wałkami do ciasta na mnie! Litości! Jedna mnie dogoniła i rozpoczęła tortury, a tak dokładniej biła mnie wałkiem po głowie. Odbiłam się od ziemi, dzięki czemu szybciej się przemieszczałam.
  - Ratunku, biją! – krzyknęłam wpadając do jakiejś wielkiej sali. Wzleciałam w górę i wylądowałam na żyrandolu.
 
  - Królowo! Ona okradła królewską kuchnie! – do pomieszczenia wpadły te kobiety, a ja spostrzegłam, że w sali znajdują się cztery znane mi już osoby, oraz cztery dziewczyny, które widzę pierwszy raz. Niektórzy patrzyli na mnie zdziwieni, a niektórzy rozbawieni.
 
  - Bochenek chleba? Serio? Też mi kradzież!  - uchyliłam się, bo inaczej wałek trafiłby mi w głowę – Ej!
  
  - No już! Dosyć tego zamieszania! Moje drogie, spokojnie. Ja się tym zajmę – powiedział królowa. Kobiety ukłoniły się i wyszły. Ale za nim zniknęły za drzwiami wysłałam w ich stronę lodowe promienie, które trafiły w ich tyłki, a te wyleciały z piskiem – Luno, zejdź już na dół! – zwróciła się do mnie. Niepewnie wychyliłam się i zleciałam w dół. Otrzepałam się z niewidzialnego kurzy, po czym dygnęłam lekko przed królową.
 
  - Dzięki za uratowanie mi skóry – uśmiechnęłam się – i…przepraszam, że wzięłam to bez pozwolenia – odłożyłam chleb na stół.
 
  - Nic się nie stało – odrzekła królowa
  - Lepiej się już czujesz? – włączyła się do rozmowy rudowłosa księżniczka.
  - Tak, dziękuję – uśmiechnęłam się do niej. Po jakimś czasie zapoznałam się ze wszystkimi i zjadłam z nimi obiad. Po raz pierwszy od tylu lat! Po posiłku wszyscy wyszli, a Kristoff zaciągnął księżniczkę Annę na spacer. Potem porozmawiałam chwilę z królową. Okazała się bardzo miłą kobietą. Zresztą wszyscy są tu fajni! Tylko te kucharki, uch, jeszcze popamiętają! Wyszłam z sali i polatałam sobie po zamku, żeby go trochę obejrzeć, wiedzieć co gdzie jest. Po jakiejś godzinie skierowałam się w stronę pokoju. Przechodząc korytarzem minęłam się z białowłosym, który biegł wyraźnie zdenerwowany. Zdziwiona podeszłam do Thali, która stała obok jego pokoju.

 - Co się tu wydarzyło? – spytałam mijając się z Anną i Kristoffem.
 - No bo oni widzieli w lesie jakieś stworzenie z czarnego piasku i myślą, że Jack je tu sprowadził – wyjaśniła.
 
 - Aha – weszłam do swojego pokoju. O kurczę, przez przypadek naprowadziłam koszmar na ślad Jacka. Nie jest dobrze. Usiadłam na łóżku rozmyślając. Robiłam to aż do nocy. Podeszłam do okna i otworzyłam je. Była pełnia, a nocne niebo obsypane było gwiazdami. W pewnym momencie usłyszałam głos.

 - Witaj Luno – spojrzałam na księżyc. Przemówił do mnie!
 - No witam! – usiadłam na parapecie i oparłam się plecami o ramę okna.
 
 - Przykro mi z powodu twojej siostry. Ale naprawdę chcesz pomóc Mrokowi? – spytał.

 - Panie, oczywiście że nie. Po prostu chcę uratować Iris. – zaśmiałam się
 - To dobrze. A co ze strażnikami? Nie powiesz im, że żyjesz?
 - Nie. Przynajmniej jeszcze nie. Ale spokojnie, w końcu się dowiedzą. Coś mi mówi, że niedługo. Mrok chce pokonać strażników i mieć władzę nad światem. Potrzebuje do tego mocy dzieci zimy.
 
 - Tak, i właśnie w tej sprawie. Dzieci zimy to ty, Jack oraz królowa Elsa. Nie mogą się o tym dowiedzieć. Im więcej ludzi wie, tym gorzej. Nie przyznawaj się również, że jesteś TĄ Luną Cristal. Szczególnie przed Jackiem. Znając go zaraz poleci do strażników i wszystko wygada. A kiedy się dowiedzą, to zaraz się tu zjawią, wtedy Mrok się dowie, świat będzie w niebezpieczeństwie, a twoja siostra….. – ale mu przerwałam
 
 - Zginie. Tak, wiem. Nie martw się. Dowiedzą się, gdy przyjdzie na to czas – uśmiechnęłam się

 - Dobrze. A, i jeszcze jedno. Wasza trójka musi być bezpieczna chodź w najmniejszym stopniu, więc weź to – promień księżycowego światła padł na moje dłonie, w których pojawiły się trzy naszyjniki - Będą one was chroniły przed koszmarami i kontrolą Mroka. Jest w nich ukryta moja energia. Wzmocnią wasze moce i uodpornią was. Przydadzą wam się.
  Spojrzałam na naszyjniki. Są ładne. Czułam bijącą od nich potężną energie.

 - Dziękuję – spojrzałam na księżyc.
 - Powodzenia – i zamilkł. No, grunt, że się odezwał, a dawno tego nie robił. Założyłam jeden z naszyjników. Srebrny, w kształcie śnieżynki, w której środku znajdowała się tarcza księżyca w pełni. Myślę, że wiem jak wcisnąć je Jackowi i królowej. Ale to dopiero jutro, teraz się prześpię. Coś mi mówi, że przeżyje tu mnóstwo przygód. Ale i tak jestem na nie gotowa.

  (Naszyjnik Luny)


(Naszyjnik Elsy)

  (Naszyjnik Jacka)
 
 
…………………………………………………………
 
 No cześć!
Tak, wiem, rozdział diabelsko spóźniony, ale w ogóle nie miałam czasu, ani siły, żeby coś napisać. No ale jest. Mam nadzieję, że nie jest nudny i długi, ale niestety, krócej się nie dało J
 
No to teraz pisze Willow ^^
 
Na razie!
 
~Luna

piątek, 13 maja 2016

†Żegnajcie, kochani!†

11 komentarzy:
AVE!
Królowa Piekieł pozdrawia znad miski z popcornem, a posłaniec pisze to, co ona mówi.
Otóż, Królowa pomyślała, że, skoro nie ma już ani grama jazdy na Jelsę czy opowiadania typowo bajkowe, odejdzie z tego bloga. Przepraszam, ale starczy mi, że jeden blog już wymuszenie dokończę [Dark Ice (kiedyś: The Cold Never Bothered Me Anyway)] i nie mam zamiaru "męczyć się" z kolejnym. Są nowe, bardziej utalentowane ode mnie współautorki, więc ten blog ma przyszłość. Vanessa i Jack są do licytacji, zobowiązuję którąkolwiek z autorek do wybrania jakiegoś ochotnika/ów, jeśli się zgłosi/szą. Pomysł na dalsze losy bohaterów czytałam, fajny. Na pewno dacie radę go zrealizować beze mnie.
Pozdrawiam już ostatni raz na tym blogu i
Pa!
†Infernal Queen†

czwartek, 5 maja 2016

18. Paciorkowate oczy z rządzą mordów

2 komentarze:
Po zakończonej bitwie na jedzenie i posprzątaniu, zostaliśmy wszyscy odprowadzeni wprost pod komnatę już chyba 4 przybyłego. Tym razem udało się nawiązać kontakt, jednak strasznie krótki. Zaraz kazano nam wszystkim wyjść i dać odpocząć Lunie.
Myślałam, że spędzę spokojnie popołudnie. Niestety nie było mi to dane z powodu przybycia straż oraz jakiś złodziejek -  tyle udało mi się dowiedzieć na temat od Kristoffa.
Spodziewałam się raczej nudnego przesłuchania, a tam - krew oraz magia! Nie no żart. Aż tak teatralnie nie było. Krew była w śladowych ilościach, magia była w postaci rośllin.
Okazało się, że obie dziewczyny są z Nasturii. Słysząc to słowo od razu przeszły mnie ciarki.
Wraz z prośbą odejścia staruszki oraz zapytaniem czy czegoś nie potrzeba przybyszkom, audiencja się skończyła i każdy się rozszedł do swojego pokoju. No może prawie każdy - Kristoff został poproszony o przyprowadzenie paru służących, a Elsa została z czarno i rudowłosą.
Jako, że nie miałam co robić, chciałam trochę poodwiedzać gości. Niestety blondyn odciągnął mnie od tego pomysłu - dosłownie
– Daj ludziom żyć, kobieto!
– Ale ja chciałam tylko zobaczyć, czy wszystko u niej w porządku! - broniłam się oraz próbowałam wyrwać swoją drobną rękę z uścisku.
– Lekarz do niej zaglądał pół godziny temu!
Jak to można było się spodziewać - mój chłopak wygrał. Udało mu się też namówić na spacer po lesie.
Szliśmy spokojnie jedną z dróg, kiedy trafiliśmy na złamane drzewo oraz wyrytą ziemię prowadzącą w prostej linii do nieszczęsnej sosny. Miałam już się zapytać co tutaj się stało, ale ręka blondyna zatkała mi usta. Spojrzałam na niego, a po chwili w miejsce gdzie patrzył się on. Między drzewami widniał jakiś dziwny kształt. W ostatniej chwili, za nim o mało co nie zostałam pozbawiona ramienia udało mi się ujrzeć dwa paciorkowate oczka łypiące na naszą dwójkę.
Kiedy udało nam się uciec z tamtego miejsca i zatrzymać się w odpowiedniej odległości, oboje dyszeliśmy jak po przebiegnięciu wielkiego wyścigu. Oparłam się o bramę miasta i osunęłam się w dół siadając na brudnej ziemi.
– Ten bałwan przywlókł to jakieś szkaradztwo! - zaczął krzyczeć Kris, kiedy tylko unormował oddech.
– Więc trzeba z nim porozmawiać. - odpowiedziałam starając się wstać.
"I to natychmiast." Dodałam w duchu.
Po nie całym kwadransie byliśmy pod bramami zamku. Stamtąd, biegiem ruszyliśmy w poszukiwaniu białowłosego. Znaleźliśmy go, o dziwo, w swojej komnacie.
— Co ty ulicha ze sobą przyprowadziłeś!? - krzyknęłam napierając na Frost'a.
– Ale o co Ci chodzi? - zapytał widocznie zdezorientowany.
– Czarny piasek, paciorkowate oczy z widoczną rządzą mordu, twoja sytuacja odnalezienia się tutaj. Coś Ci to mówi?
W jednej sekundzie oczy chłopaka stały się wielkości spodków od herbaty i zdążył wybiec z pomieszczenia przy okazji wpadając na Thalię.
– A temu co się stało? - zapytała poprawiając sukienkę.
– No bo szliśmy spokojnie lasem i nagle coś zwierzopodobnego z z czarnego piasku zaczęło się na nas patrzeć i to wszystko się stało w miejscu, gdzie Kristoff go znalazł, więc przyszliśmy do niego. A on od tak wybiegł.
Czarnowłosa poruszyła się niespokojnie i jednak po chwili odezwała się spokojnie.
– Jesteście pewni, że to stworzenie było z piasku?
– Czy ty myślisz, że powariowaliśmy? Nie widziałaś jak Frost wybiegł na informacje na temat tego "czegoś"? - zaczął rzucać oskarżeniami blondym przy okazji przeczesując włosy ze zdenerwowania.
– Nie! Nie mogłam by! Poza tym, chciałam się tylko upewnić, bo też mam pewne domysły. - wytłumaczyła się dziewczyna. - Muszę już iść, a wy lepiej wypijcie coś na uspokojenie, bo jeszcze na serio uznają was za nieobliczalnych.
Kiedy dziewczyna potruchtała na odpowiednią odległość, odwróciłam się do stojącego za mną chłopaka i złapałam go za rękę równoznacznie odciągając go od wyrwania sobie włosów. Chwyciałam ją jeszcze mocniej powoli ciągnąc blondyna w kierunku kuchni, aby zrealizować pomysł Thalii.
Wzięłam osobiście herbatę i skierowałam się w kierunku swojej oraz Kristoffa komnaty w celu wypoczęcia oraz ułożenia swoich myśli.
---------------------------------------------
Hej! Rozdział o dziwo napisany w jeden dzień, do tego w majówkę więc jest na serio szybko xD. (Drogi idioto przypomnij sobie, że ostatni rozdział był 15 kwietnia...).... Dobre jednak nie tak szybko xD
Bez zbędnych formalności - Elsa/Jack zapraszam do pisania! :) Już nie wiem czy ktoś jest za Else czy nie więc pisze o tak :P.
- Ania i Ola C: