Aaaaa, przepraszam, że tak długo musieliście czekać,
ale ktoś był mądry i walnął nam próbne matury przed świętami,
a ktoś jest jeszcze mądrzejszy i przed studniówką....
nieważne, życzę wam miłego czytania
i mam nadzieję, że polubicie Gabrielę. :-)
Zaczynamy się łączyć i dzięki Willow za pomoc ;-)
nie przedłużając, zapraszam na rozdział :-D
***
A może jednak.… Szybko złapałam moją torbę podróżą i
wyskoczyłam przez okno. Mam szczęście, że mój pokój jest na parterze.
Nikt mnie nie zauważył, więc założyłam na głowę kaptur i spokojnym krokiem
zaczęłam kierować się w stronę lasu. Tylko tam mogłam czuć się bezpiecznie, a
nikt nie jest na tyle głupi, żeby iść w stronę lasu Berh.
Według legend, jest zamieszkiwany przez
tajemnicze istoty, które potrafią jednym spojrzeniem zabić. Ja wiem, że to nie
jest prawda. Wychowałam się w tym lesie tak jak moi przodkowie. Moi rodzice
byli wspaniałymi ludźmi, niestety ich
nie pamiętam. Zamarli zanim skończyłam dwa lata. Zajęła się mną babcia i to ona
nauczyła mnie wszystkiego o naszej rodzinie i darze, jaki jest przekazywany z
pokolenia na pokolenie. Moja babcia, Gertruda, była najlepszą zielarką w
Nasturii. Nawet sam król przychodził po lekarstwa do niej, ale od jakiegoś
czasu wszyscy patrzą na nas krzywo. Babcia nie potrafiła wytrzymać tych
spojrzeń i zachorowała na serce, a ja zostałam sama. Dziś minął rok od jej
śmierci i chciałam ozdobić nagrobek jej ulubionymi kwiatami. Każdy zielarz ma
swój kwiat „obronny”; dzięki nim żyjemy i mamy większą siłę. Mój to dzwoneczek księżycowy, ulubiony kwiat babci. W naszym domu było zawsze ich pełno, a ja
uwielbiałam je dla niej tworzyć. Niestety, gdy tworzyłam kwiaty ktoś mnie
zauważył i tak wracam do momentu mojej ucieczki.
Większość
osób myśli, że nadprzyrodzone istoty to same legendy, ale gdy już się je spodka
na drodze, to trzeba się ich jak najszybciej pozbyć. To, że czegoś nie znamy
nie znaczy, że jest złe! Niestety nie wszyscy podzielają moje poglądy i tak
kończy się moje życie w Nasturii. Nie dam rady tutaj dłużej mieszkać, za dużo
wspomnień…
***
Rośliny są
jak ludzie, a może nawet prostsze w zrozumieniu. Nie kieruje nimi żądza władzy
ani chciwość tylko chęć zdobycia wody i słońca. Nie potrzebne są im pieniądze,
ani piękne stroje, bo każdy jest wyjątkowy na swój sposób i umieją to
pokazywać, a nie chować. Przez dziewiętnaście lat nauczyłam się wiele o
ludziach i roślinach. Dzieli ich głęboka przepaść, która z każdą nowo poznaną
osobą robi się coraz większa. Dlatego zdecydowałam się udać do miejsca gdzie
magia nie jest czymś dziwnym. Tuż przed śmiercią, babcia opowiadała mi, że w
Arendelle żyje królowa, która ma moc lodu. Jej magia jest czymś normalnym, więc
może tam będę akceptowana?
Najszybciej
dostać mogę się przez morze, więc udałam się do miasteczka portowego, ale tuż
przed wyjściem z lasu zrobiłam parę wiązanek. Może jeśli sprzedam kilka
starczy mi na bilet. Stanęłam tam gdzie ludzie handlowali przedmiotami
codziennego użytku i zaczęłam zarabiać.
Jak się
okazało, ludzie lubią kwiaty i zarobiłam tak dużo pieniędzy, że starczyłoby mi
na dwa bilety. Nie czekając dłużej pobiegłam w stronę jedynego statku, który
płynie do Arendelle. Zapłaciłam za miejsce i udałam się na dziób statku, gdzie
w oddali widać mój cel.
- Już niedługo będę wolna.- z uśmiechem na ustach poszłam w
stronę skrzyń, gdzie było wolne miejsce. Oparłam się o jedną skrzynię, która
była zadziwiająco ciepła, aż za ciepła. Szybko odskoczyłam poparzona od skrzyni
i w samą porę bo ta zapaliła się niszcząc część ładunków. Nie obyło się bez
krzyków paniki innych odgłosów, ale mnie najbardziej zaciekawiła postać, która
stała w tym samym miejscu, co wcześniej ciepła skrzynia. Dziewczyna wygląda na
co najmniej szesnaście lat, a jej kruczoczarne włosy nie wyglądały jakby ogień
ich dotykał.
- No nie, znowu to samo. – nieznajoma spojrzała na mnie
przerażonymi oczami, które wydają się nie mieć tęczówki. Nie wiem czemu, ale od
razu poczułam do niej sympatię i nić porozumienia. Nie tracąc dłużej czasu pognałam
w jej stronę. Chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam na przeciwną stronę statku.
Miałyśmy szczęście, bo kiedy stanęłyśmy kapitan i reszta załogi wybiegła spod
pokładu.
- Dzięki – nieznajoma uśmiechnęła się do mnie, a ja siłą
posadziłam ją na pokładzie.
- Podziękujesz jak nie zwalą tego na nas, a teraz siedź cicho
i udawaj przerażoną. - usiadłam obok niej i przytuliłam się do niej delikatnie.
Tak jak się spodziewałam chwilę później przybiegł do nas jeden z załogi i
zapytał czy wiemy coś o tym pożarze. Zaprzeczyłyśmy.
- Dobrze, ale nie przypominam sobie ciebie.- spojrzał na
czarnowłosą dziewczynę
- To moja przyjaciółka, miałyśmy właśnie iść zapłacić za jej
bilet, ale zauważyłyśmy ogień i się przestraszyłyśmy. - nie wiem, skąd to mi
przyszło do głowy, a co najważniejsze jakim cudem odważyłam się na takie
kłamstwo! Na szczęście uwierzył nam i zabrał ode mnie zapłatę za rejs
nieznajomej.
- Dobra, teraz wielkie dzięki. – uśmiechnęła się do mnie, a
ja to odwzajemniłam.
- Jestem Gabriela i myślę, że mamy coś ze sobą wspólnego. –
mrugnęłam do niej i wyczarowałam na dłoni mój symbol. Dzwoneczek księżycowy.
___
Oddaję pióro mądrości i weny następnej osobie
^.^
Fajno!
OdpowiedzUsuńJuż lubię tą Gabrielę i tą drugą heh
Weny
Pozdrawiam ~Snowmoon
JEJ! Cudoooowny rozdział! NAPISAŁAŚ LEPIEJ ODE MNIE! ^^ ( hmm nic dziwnego, przecież ja piszę tu najgorzej ;--; ) ale przymrużę oko na to, że Willow jest zamknięta na nowe znajomości i nienawidzi ludzi.. ale ROZDZIAŁ CUUUUUUUUUUUUUDOWNY1 ;3 daj mi tę moc cudownego pisania!
OdpowiedzUsuńFajny rozdział. Zapowiada się ciekawie, już je lubię. Czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny:-*