czwartek, 25 sierpnia 2016

21. Królewski ogród

2 komentarze:


 dla Amy [*]

__

Arendell, małe państwo o zaskakujących krajobrazach jak i mieszkańcach. Magia jest tu akceptowana i każdy chciałby posiadać jakąś magiczną umiejętność, którą mógłby coś zmienić. Jednak nie każdy zasługuje na taki dar, który przysługuje nielicznym. Są nimi wybrańcy, którym sam wielki księżyc przekazał małą część swojej mocy. Niektórzy się z nią urodzili, a inni zostali nią obdarowani po śmierci. Dla niektórych ta moc jest czymś wyjątkowym, a dla innych przekleństwem, przez które cierpią inni. Niestety nie każdy ma tyle szczęścia i odkrywa swoje umiejętności przy kimś kto wie co robić i jak pomóc opanować dar. Gdy jest się samemu dzieją się złe rzeczy i obdarzony czuję się wyrzutkiem, ale wystarczy jedna osoba, która będzie przy niej i wesprze ją w trudnych chwilach. Tak miała królowa tego pięknego kraju. Elsa nie miała nikogo, kto by ją zrozumiał. Dlatego jedynym rozwiązaniem było ukrywanie swoich zdolności. Jednak gdy w nieszczęśliwym wypadku prawie straciła swoją siostrę zrozumiała, że tak naprawdę potrzebowała jej. To dzięki Annie zrozumiała, że tylko miłość pokona strach.
            Wiele myślałam o tym co mi powiedziała królowa. Jej historia przypominała mi opowieść o zrodzonej, przeklętej i ożywionym. Hmm, była to stara legenda o dzieciach księżyca obdarzonych mocą lodu. Każde z nich miało inną historie i czas w którym żył, a jednak pewnego dnia spotkali się i wtedy nastąpiła ciemność. Jednak to tylko legenda i nie sądzę, że dotyczy ona Elsy. Z tego co mi mówiła, nie miała styczności z kimś o podobnej mocy, albo mi nie mówiła…

***

            Często zastanawiałam się, jak żyje się w zamku. Jak wyglądają te fikuśne ozdoby i dywany oraz komnaty. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę miała okazję spędzić noc w takim zamku. Zaraz po tym jak uleczyłam Willow i porozmawiałam z królową o przeszłości, poczułam zmęczenie. W końcu zużyłam dużo energii na obronę i uleczenie mojej płomiennej towarzyszki, a najbliżej księżycowe kwiaty rosną w moim starym domu. Elsa zauważyła to i zaproponowała, że odprowadzi mnie do komnaty, gdzie będę mogła odzyskać siły. Pomieszczenie okazało się być ogromne i  gustownie urządzone, choć dla mnie z lekkim przepychem.
- Mam nadzieję, że szybko nabierzesz sił i niczego ci tu nie zabraknie. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, wystarczy, że poprosisz. – powiedziała królowa, kiedy ja podziwiałam wystrój.
- Dziękuję wasza wysokość. – ukłoniłam się i uśmiechnęłam się do Elsy, a ta wyszła i zostałam sama. Tak jak rok temu, zupełnie sama. Westchnęłam tylko i usiadłam na łóżku, olbrzymim łożu z baldachimem. Nie przywykłam do takich wygód, przeważnie sypiam albo na ziemi, albo twardym łóżku, a to dla mnie zbyt dużo. Podniosłam się szybko i zaczęłam swoje czary. Z rąk zaczęły mi wyrastać pnącza które zaczęły tworzyć coś na kształt wielkiej łzy, którą jakby przykleiłam do sufitu. Utworzyłam wejście do mojej kołyski i uformowałam ją w taki sposób, że mogę spokojnie do niej wejść i położyć się. Zgarnęłam z królewskiego łoża tylko małą poduszkę i narzutę, która posłuży mi jako kołdra. Z uśmiechem na ustach weszłam do mojej kołyski i ułożyłam się wygodnie na plecach.  Spojrzałam do góry i tuż nad swoją głową, wśród pnączy stworzyłam masę moich kwiatów, które swoim delikatnym pyłkiem ukołysały mnie do snu, jak księżyc, który świeci za oknem i pilnuje swoich dzieci….

***

Obudziły mnie pierwsze promienie wschodzącego słońca, które od razu przypomniało mi o mojej towarzyszce. Szybko wstałam wyszłam z mojej kołyski i pobiegłam w stronę komnaty Willow. Nie była daleko, więc szybko znalazłam się obok mojej pacjentki. Tak jak przypuszczałam potrzebowała czegoś na ból, więc podałam jej dzwoneczka księżycowego, który jest lekarstwem na każdy rodzaj bólu fizycznego. Zjadła kwiat, niechętnie, ale zjadła. Chwilę porozmawiałyśmy, ale czułam, że niezbyt klei się rozmowa, więc wyszłam zostawiając ją samą.
            Postanowiłam zwiedzić zamek i okoliczny ogród, którego najbardziej byłam ciekawa. Chodziły legendy, że to właśnie tutaj można spotkać lodowy kwiat. Jest to kwiat, który został stworzony przez człowieka, a nie matkę naturę. Podobno sama królowa stworzyła ten kwiat i tylko ona może go dotykać, ponieważ jest stworzony z lodu, a tylko ona ma tak niską temperaturę ciała, że się nie topi. Dlatego ten kwiat jest tak wyjątkowy, a ja mam wielką ochotę go zobaczyć. Jedyny problem w tym, że nie wiem, gdzie znajduje się ogród. Przeszłam zamek wzdłuż i wszerz, ale nigdzie nie widziałam przejścia do ogrodu. Mijała mnie służba wielokrotnie pytając, czy nie mam ochoty zjeść śniadania, ale ja ciągle odmawiałam tłumacząc się, że wolę zaczekać, aż wszyscy wstaną. Od królowej Elsy wiem, że w zamku jest ostatnio coraz więcej gości z przeróżnymi zdolnościami. Nie wiem czy to nic nadzwyczajnego, czy przypadkiem nie zbliża się coś strasznego, a księżyc stara się nas zebrać w jednym miejscu, żebyśmy razem podołali tej próbie.
            Tak jak mówiłam, obeszłam cały zamek, no prawie. Właśnie idę do ostatnich drzwi, które przykuły moją uwagę. Nie wyglądały jak drzwi do sypialni, ani jakiegoś ważnego pomieszczenia, ale były ozdobione w kwiaty. Róże, lilie, konwalie, dalie, astry, a co najważniejsze w lodowy kwiat. Lekko pchnęłam drzwi, a moim oczom ukazał się piękny i zadbany ogród. Pełno w nim było pospolitych jak i rzadkich kwiatów. Ogród królewski jest olbrzymich rozmiarów oraz jest pełen przeróżnych kwiatów, które gdy tylko weszłam, zaczęły do mnie mówić. Każdy z osobna prosił o chwilę uwagi, ale ja musiałam iść dalej, coś ciągnęło mnie w stronę najdalszego zakątka ogrodu. Czułam magię, która płynęła z tamtej strony i aż sama prosiła się, żeby do niej podejść. Zbliżając się, czułam, że temperatura spada.
- Przydałaby się Willow. – szepnęłam, a z moich ust wydobyła się para. Nie przykuła na długo mojej uwagi, ponieważ przed sobą zobaczyłam coś niezwykłego. Pole pełne lodowych kwiatów. Kwiat, który jest najbardziej majestatyczny, a wygląda jak śnieżynka. Łodyżka wydaje się być zrobiona z lodu. Niezwykłe, a do tego żywe. Słyszę jak do mnie mówią, jak pragną uwagi. Nikt się nimi nie zajmuje z wyjątkiem królowej, bo tylko ona jest w stanie spełnić ich zachcianki. Chcą latać, wypuścić całą swoją magię.
- Proszę, to dla was, lećcie. – szepnęłam i położyłam swoje dłonie na ziemi. Przesłałam swoją energię w ich stronę. Czułam ich radość, a chwilę potem poleciały. Naprawdę. Kwiat odczepił się od łodyżki i poleciał do góry, zostawiając za sobą płatki śniegu, które wydostawały się jakby od tych kwiatów. To jest piękne.
- Nie wiedziałam, że one tak potrafią. – usłyszałam za sobą głos i jak najszybciej odwróciłam się.
- Potrafią jeszcze więcej tylko trzeba umieć słuchać. – uśmiechnęłam się do królowej i razem z nią oglądałyśmy jak kwiaty lecą do góry, a potem zmieniają się w płatki śniegu.
- Przyszłam zaprosić cię na śniadanie. Na pewno jesteś głodna, a przy okazji poznasz wszystkich gości, którzy przybyli do zamku.
- Z przyjemnością przyjmę zaproszenie, a czy moja towarzyszka również idzie z nami? – spytałam otwierając drzwi przed Elsą.
- Oczywiście, już na nas czeka razem z wszystkimi. – uśmiechnęła się pokazując swoje śnieżnobiałe zęby. Wtedy przyjrzałam się jej dokładniej. Jej platynowe włosy pięknie pasowały do błękitnych oczu, a jej blada skóra odziana jest w zjawiskową suknię, która wydaje się być zrobiona z lodu. Spojrzałam na siebie, wciąż mam na sobie swoją starą bordową suknię, która uszyła mi babcia. Nie pasuje za bardzo na królewski dwór, ale jeśli trochę się wysilę … 
            Skupiłam się na kształcie i kolorze oraz na materiale jaki ma powstać. Przyłożyłam dłoń do mojej starej sukienki i poczułam jak rośliny zaczynają oplatać moje ciało. Suknia zaczęła się zmieniać. Powstawało wiele falbanek w kolorze ciemnej zieleni, a rękawy wydłużyły się. Powstała skromna, ale piękna suknia idealna dla mnie.
- W zieleni ci do twarzy. – podsumowała królowa, gdy tylko zobaczyła zmianę w moim ubiorze.
- Dziękuję wasza wysokość – ukłoniłam się i poprawiłam zagubiony kosmyk włosów, które szybko spięłam w wysoką kitkę. Zobaczyłam, że zbliżamy się do wielkich drewnianych drzwi, które zapewne prowadzą do jadalni. Nagle poczułam jak cała odwaga mnie opuszcza, a pozostał jedynie strach przed tym jak ocenią mnie inni. Otworzono przed nami ciężkie wrota, które odsłoniły wielkie pomieszczenie w którym znajduje się marmurowy kominek. Okna oświetlają całe pomieszczenie po środku którego znajduje się wielki stół, przy którym znajduje mnóstwo osób. Część z nich już widziałam gdy razem z Willow postawiono nas przed sądem królewskim za kradzież. Zobaczyłam również moją towarzyszkę z Nasturii , która wesoło gawędziła z jakąś blondynką. Wszyscy jednak przestali rozmawiać, gdy weszłam razem z królową.
- Moi drodzy, poznajcie Gabrielę Swan. – ukłoniłam się i czekałam, bo tylko to mi pozostało.

______________
Tak jak widzicie, rozdział czeka na przeczytanie.
Cieszę się, że dalej piszemy i możemy dzielić się z wami naszą wyobraźnią.
 Niestety wakacje się kończą i zaczyna szkoła, 
niektórzy kontynuują swoją naukę w kolejnych kasach,
a inni zmieniają szkołę.
Ja postanowiłam się wam pochwalić 

dostałam się na studia do Wrocławia i to z pierwszego sortu! ;-D
czas na 7 godzin autokarem co jakiś czas :-P 
Życzę wam udanej końcówki wakacji oraz super roku szkolnego,
powodzenia w szkole i ewentualni w dostaniu się do wymarzonej szkoły ;-)
mam nadzieję, że te wakacje wam się udały, a następne przyjdą szybko ;-) 
 Oddaję internetowe pióro następnej osobie i życzę weny ;-)

sobota, 6 sierpnia 2016

20. Kwiat

4 komentarze:
Nie pamiętam, co się stało. Boli mnie strasznie głowa. Czuję się, jakby stado słoni przebiegło po mojej głowie.... a może i gorzej. Najgorsze jest jednak to, że pamiętam tylko to, że przypłynęłam do tego państwa z ...eee... Gabrielą? Chyba tak się nazywała.
Kiedy otworzyłam swoje oczy, było bardzo ciemno i na zewnątrz, i w środku. Próbowałam usiąść, ale nic z tego, byłam zbyt słaba. Musiałam czekać, aż ktoś w końcu łaskawie przyjdzie do mnie.
Mijały sekundy, minuty, godziny i ciągle nikogo nie było, eh, życie. Spojrzałam na okna. Były ogromne! Nigdy takich chyba nie widziałam... Spojrzałam przez nie. Pewnie jest już siódma rano, ponieważ słońce zaczęło wschodzić. Wyłaniające się słońce jest cudowne, wygląda jak wielka kula ognia i to jest cudowne. Daje nadzieję na lepszy dzień, chociaż i tak wiem, że będzie gorszy.
Moje przemyślenia przerwało skrzypienie ciężkich, dębowych drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę, a moim oczom ukazała się niska rudowłosa dziewczyna o kobiecych kształtach. Hmm... z tego, co kojarzę, to, to jest Gabriela.
– O... obudziłaś się! – w jej zielonych oczach było widać ulgę, jak i szczęście. – Hmm... - mruknęłam cicho, jej optymizm aż boli... i chyba dało się to wyczuć w moim głosie. Ruda podeszła do mnie i spojrzała na moją głowę, widać, że się martwiła, a ja dopiero teraz się skapnęłam, że mam tam opatrunek. Dotknęłam go i syknęłam z bólu. – Nie, nie dotykaj... – spojrzała na mnie z troską – Rana jeszcze się goi... nie powinnaś wykonywać żadnych gwałtownych ruchów... i najlepiej by było, gdybyś nigdzie nie wychodziła... – Nie miałam nawet zamiaru – prychnęłam.
Dziewczyna zachichotała delikatnie. Wystawiła dłoń a na jej dłoni wyrosła jakaś roślina, co było bardzo dziwne... Ona takie coś robiła? Hm... Nie pamiętam... zresztą, nieważne.
Łodyga tej rośliny była jakby pnączem, na których rosły niebiesko-fioletowe kwiaty z białymi kreskami. Płatki tych majestatycznych kwiatów były lekko zwinięte, ale tego praktycznie nie było widać. Jednym słowem ,,cud roślinka doniczkowa''.
– Masz – zerwała jeden kwiat i mi go podała – Zjedz, chociaż trochę przestanie boleć cię głowa
– Musze? – niechętnie spojrzałam na kwiatka.
– Jeśli wolisz cierpieć, to spoko ...– już miała zgnieść roślinę ale jej przerwałam.
– Stój! ....– westchnęłam – No okej... 
Niechętnie wzięłam kwiat do ręki i skosztowałam go. W smaku był okropny, fuj! 
Zaczęłam rozmawiać z Gabrielą, jednak nie było to jakoś super interesujące. Po jakiś dwudziestu minutach musiała pójść zostawiając mnie samą. Niespodziewanie ktoś wszedł do moich drzwi. Była to blondynka o bardzo bladej cerze, miała zwiewną sukienkę do kolan obsypaną kryształkami lodu i nie miała butów.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zemdlałam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo, przepraszam za krótki rozdział (miał być dłuższy i ciekawszy ._.'') ale nie było czasu.... pojechałam na 2 tyg do Chorwacji. I jeszcze dostałam pieska ^^ tylko,.,. szkoda, że ona (Amy) jest chora :') ma kroplówkę i w ogóle... zero życia :') rokowania są słabe, bardzo słabe, małe szanse na przeżycie :')
Amy 

Ps: Jestem na telefonie i gdzieś może byc jakiś błąd, np: zabraknie końcówki ''ą'' '''ę'' ''ż'' ''ć'', bo niestety mam mało czasu.