poniedziałek, 30 listopada 2015

6. Zapowiada się dłu[...]uga podróż...

5 komentarzy:
Spacerowałam po ostro ośnieżonym parku w centrum Nowego Jorku. Dziwne... myślałam, że w NY śnieg to rzadkość, a tu proszę... Widocznie Jack Frost tym razem się postarał i pamiętał o wszystkich miastach...
Albo ośnieżył Nowy Jork zamiast jakiegoś innego miasteczka (np. Ostrołęki...~I.Q.~)? Też możliwe. 
Uprzedzając pytania - w Jacka Frosta nie wierzę. Dawno temu zrozumiałam, że to tylko głupia, wymyślona przez jakichś ludzi postać. On nie istnieje...
NIE istnieje.
Wyrzekanie się Frosta przerwał mi szelest liści za moją, zakrytą czarną czapką, głową. W samą porę odskoczyłam na bok, inaczej miałabym na łepetynie pełno brudnych, spleśniałych i mokrych liści, pewnie wygrzebanych spod piekielnych mrocznych czeluści śniegu i błota. 
Tak, wiem, przesadzam.
  - No nie! A tak blisko było! - Thalia udała smutnego psiaka.
Trochę dziwiłam się jej, czemu w zimę chodzi na krótki rękaw... mi w grubej kurtce, szaliku, rękawiczkach, czapce i ogrzewanych butach było zimno!
I tym razem nie przesadzam. Wychowałam się jako Demon w rodzinie Demonów, w świecie Demonów, gdzie jest wiecznie upał i gorąc.
No i zło i wredota. Dlatego często wymykam się do normalnego świata. Ja nie umiem być wredna, a co dopiero zła!? Ale moi rodzice tego nie rozumieją... 
Dostałam śnieżką w brzuch. Spojrzałam na Thalię i z uśmiechem zaczęłam lepić kulki śniegu ignorując to, jak mi mroziły dłonie. Dziewczyna dostała w plecy, bo się odwróciła. 
I tak zaczęła się wojna na śnieg i życie!
Po godzinie zabawy moje dłonie były zamarznięte na kość, a ja leżałam pod grubą warstwą śniegu.
Ale się śmiałam.
Po chwili chwyciłam rękę Thalii i z jej pomocą wyskoczyłam z górki śniegu. Kiedy chciałam rozpocząć rozmowę, mój naszyjnik zaczął świecić. Westchnęłam.
Czeka mnie kolejna kłótnia z rodzicami, czy najzwyklejsza rozmowa?
  - Thalia, muszę spadać. - powiedziałam.
  - Posłuszna dziewczynka idzie do domu, kiedy ją wołają, ta? - dziewczyna nie mogła normalnie się odezwać... - Dobra, idź. Ale wróć potem! Kogo będę w zaspy ładować?
Zaśmiałam się i otworzyłam portal do swojego świata. Po chwili byłam u siebie w pokoju, w mojej zwykłej błękitno-niebieskiej sukience.
Wbrew pozorom miejsce, gdzie się wychowałam, nie jest zacofane. Tutaj cenimy tradycje, a jedną z nich jest ubieranie się jak w czasach Małej Syrenki. I budowanie osad z tej samej epoki. Nie narzekam, ale niektórzy ludzie tak mocno ściskają gorset, że oddychać nie można. I w tym jest minus. I w butach na obcasie... i ciasnych kokach, których i tak nie noszę... i starych domkach, w których są nowoczesne sprzęty. Dziwny jest dom ze Średniowiecza z plazmą na całą ścianę? U was tak. U mnie nie.
Z dołu dało się słyszeć wołanie. Zbiegłam po schodach, a moja dłoń śmiesznie "piszczała" kiedy jechała po barierce. Ustałam z rękami splecionymi za plecami i spojrzałam smętnie na rodziców. Głównych doradców królewskich, którzy zamiast mieszkania w zamku woleli wynieść się do małej chatki przy dziedzińcu zamkowym, gdzie mieszkają głównie sprzątaczki. Wyobrażacie sobie, jak to jest mieszkać w piętrowym domku, gdzie wszystkie trzy sypialnie są przyciśnięte do siebie na piętrze, a na dole jest kuchnia z jadalnią i salonem w jednym? Łazienki nie liczę, bo każdy dom ją posiada... a w domku mieszkają cztery osoby - ja, moi rodzice i moja kilkumiesięczna siostra, która włosy odziedziczyła po rodzicach. Tylko ja jestem rudzielcem, oni są "krukami".
Siostrzyczka płakała na rękach ojca, który bezskutecznie próbował ją uśpić.
  - Wołaliście mnie. - przypomniałam, przerywając tym samym ciszę, jaka tu zapanowała.
  - Tak, Vanesso. - rzekła mama, pośpiesznie zakładając płaszcz. - Musimy wyjść. Król zaprosił nas na naradę, a potem na wieczerzę. Musisz zająć się Hope [czyt. Hołp †I.Q.†].
  - A co z Xenią?
Xenia to opiekunka, która zostawała jeszcze ze mną, od pierwszego miesiąca do dziesiątego roku mojego życia. Teraz zajmuje się Hope, kiedy rodziców nie ma w domu, albo są zapracowani w salonie [szkoda im pieniędzy wydać na dobudowanie biura]. Xenia, jak reszta ludzi w tym świecie, oprócz mnie, bo mnie chyba podrzucili pod drzwi, ma czarne włosy i oczy. Jest ładna, szczupła, zgrabna mimo to, że ma dobre 22 000 lat.
Vanesso, skoro twoja opiekunka ma 22 000 lat, to ty masz 17 000? Nie. Ja mam normalne 17, jak na razie.
  - Xenia poprosiła o dzień wolnego wczoraj. Król zadzwonił do nas dopiero dzisiaj, a z tego co wiem, Xenia nie zdąży dojechać na czas z Darken Souls, więc opieka nad małą spada na ciebie.
  - Moja pełnoletność zacznie się dopiero za 179 983 lat, mamo... nie mogę jeszcze zostać z Hope w domu.
180 000 lat = pełnoletność. Dziwne, prawda?
  - Weźmiemy na siebie odpowiedzialność za wszystko co tu się wydarzy. Nie martw się. - mama pocałowała mnie w czoło, a ojciec podał siostrę. - Nie roznieś domu, będziemy późno w nocy.
Wyszli. Spojrzałam na małą Hope, która, gdy tylko wylądowała u mnie, rozchmurzyła się i zaczęła wesoło gaworzyć. Podniosłam ją na wysokość swoich oczu i zaczęłam się pieścić:
  - Zośtawili ćie w domkiu źe mnom, tjak? Zośtawili ćję, źłe ludźie!
Malutkie stworzonko [xD] zaczęło tam chichotać po swojemu, robiąc przesłodką minkę. Przytuliłam ją do siebie i poszłam po schodach na górę. Włożyłam czarnowłosą do łóżeczka i zaczęłam szperać w szafie.
  - Chyba nie myślałaś, że puścimy rodziców samych? - powiedziałam do małej, pokazując jej małą, elegancką i słodką sukieneczkę. Fioletową - kolor "urzędowy" mojego miasta. W nim chodzi się u nas na wszystkie oficjalne bale itp. Inne miasta mają inne kolory.
Ubrałam Hope i zawiązałam jej małego kucyczka na środku główki. Potem sama się ubrałam w fioletową sukienkę, połowę włosów zgarnęłam na drugą stronę i przypięłam czarną spinką [jak na zdj w bohaterach †I.Q.†]. Podeszłam z siostrą na ręku do lusterka.
  - Jak ci się podoba? - mała zachichotała. - Mi też, Hope. To co? Idziemy!
Wybiegłam z domku, a czarnowłosa zaczęła znowu się śmiać. Z uśmiechem przeszłam resztę drogi do zamku - dziedziniec, most, mniejszy dziedziniec i w końcu wrota. Przy tym ostatnim zatrzymał mnie strażnik.
  - Panienko Drarie, trwa posiedzenie. Nie może panienka wejść do środka.
Wtedy przez bramę wjechał na czarnym koniu z dosłownie płonącą grzywą, syn króla, Robin. Jak reszta ma czarne włosy i oczy, ale jest najprz....najfajniejszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek znałam. A z Robinem znam się od urodzenia, od urodzenia jest moim przyjacielem.
Chłopak zeskoczył z konia i podszedł.
  - Co jest? Czemu nie pozwalasz Vanessie wejść?
  - Trwa spotkanie, książę. - strażnik ukłonił się.
  - Więc Vanessa nie może kręcić się w prawym skrzydle zamku. W lewym może przebywać. A teraz, skoro już wszystko się wyjaśniło, proszę nas wpuścić.
Strażnik nieco się spiździł, ale odsunął się od wrót, wcześniej się otwierając. Wpuścił mnie z Hope, za nami wszedł Robin. Od razu porwał mnie pod główny salon i przyłożył ucho do drzwi. Zrobiłam to samo, a Hope, jakby wiedziała, że ma siedzieć cichuteńko, tak siedziała.
  - [...] musimy uchronić Dzieci Zimy przed Mrokiem za wszelką cenę.
Od kiedy Demony chcą komuś pomóc? I to jeszcze tak bardzo, że są gotowi oddać życie?
Czy ominęła mnie jakaś rewolucja dobrej części państwa?
  - Mrok to nasz sprzymierzeniec, ale tym razem posunął się zbyt daleko. Dzieci Zimy są potrzebne do przetrwania także i nam.
  - Kogo wyślemy, żeby ich chronił?
  - Wszyscy wiedzą, jak wyglądają Demony...
  - Nie. Ludzie wyobrażają sobie nas jako obrzydliwe potwory. A to nasze drugie wcielenie, możemy być w postaci ludzkiej, nie zapominajcie.
  - Mimo wszystko, czarne oczy nas zdradzają [Demony mają czarne białka, tęczówki i źrenice †I.Q.†].
  - Jest jedna osoba, która by się nie zdradziła. - w tym głosie rozpoznałam ojca.
  - Chyba nie mówisz o Vanessie?! - spanikowała mama.
  - Nie jest jeszcze pełnoletnia, ale w tym momencie jest naszą jedyną nadzieją. Jeśli Dzieci Zimy dostaną się w ręce Mroka, wszystkie światy czeka zagłada. W tym i nasz.
  - Więc postanowione. Vanessa wyrusza na misję.
Spojrzałam na Robina. Wymieniliśmy spojrzenia i bez słowa poszliśmy do drugiej części zamku. Posadziłam Hope w pokoju dziecięcym, gdzie zawsze siedziała opiekunka, i wyszliśmy. Przechadzaliśmy się po korytarzu. Żadne z nas nie chciało się odezwać, bo ja wiedziałam, że temat zejdzie na to, co usłyszeliśmy przed chwilą.
Po dwudziestu minutach rodzice wyskoczyli mi przed oczyma. Robin przywitał się z nimi z uśmiechem, a ja starałam się być normalną sobą, która nie wie jeszcze, że ma wyruszyć na obronę jakichś Dzieci Zimy.
***
  - Nie nadaję się. - powiedziałam z poważną miną, stojąc przy stole razem z rodzicami i królem. Robin siedział z boku z Hope [opiekunka musiała iść do innego dziecka] i słuchał. - Nie na taką akcję! Ja nawet normalnej kulki ognia nie umiem dobrej wytworzyć!
  - Zrobimy ci przyspieszony kurs panowania nad mocami. Będziesz miała kilka poparzeń, ale z twoim pochodzeniem nic ci nie będzie.
Tydzień później...
  - Jesteś gotowa. - powiedział Robin, podając mi ostatnią broń, którą musiałam schować do skrytej skrytki [masło maślane]. - Jesteś po treningach, po naukach... nawet oddali ci mojego konia [bez skojarzeń xD †I.Q.†]. Uważaj na siebie, z kim będę ciasto czekoladowe podbierał jak dasz plamę i zginiesz?
Pokręciłam głową z uśmiechem i przytuliłam przyjaciela. Zaraz potem przyszedł czas na "papa" z rodzicami. Mama mi się uwiesiła na szyi.
  - Uważaj! Nie daj się skrzywdzić... pilnuj naszyjnika... bronie dobrze pochowałaś? Pamiętasz, jak kontrolowac oddech, żeby pociski ognia były silniejsze? Oh, niech Bogowie mają cię w opiece...
Ostatnie pożegnania i wskoczyłam na ognistogrzywego konia. Założyłam czarny kaptur i popędziłam do portalu, potem na wyznaczone miejsce...
No, a po drodze zgarnęłam Thalię.
---
AVE!
Się rozpisałam... znowu! XD
No to teraz next osoba z kolejki... wszystko macie w karcie bohaterów, która przeszła małą zmianę :P
Pozdrawiam i
Pa!
†Infernal Queen†

A ja wyruszam po przygodę, której się boję!
XD
-Van

niedziela, 29 listopada 2015

5. Sierociniec jest zły... jeszcze gorszy jest sierociniec w Naturii

4 komentarze:
 Ciemność, taka zimna i ciepła równocześnie... Taka jasna i ciemna ... Ciemność tylko to widziałam. Jedyne co pamiętam to, to, że byłam w sierocińcu. Tak dokładniej to byłam w ogrodzie, gdzie zimny, zimowy wiatr muskał mnie po twarzy zaczerwieniając moje policzki.
     Obudziłam się w ciemnym, zimnym oraz lepkim miejscu. Znowu zamknięto mnie w piwnicy? Chyba tak... Już trzeci raz w tym tygodniu! Zabiję ich! 
Niedługo potem drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazała się kobieta o średniej długości brązowych, kręconych włosach i niebieskich jak niebo oczach - to była pani Róża. Jedyna osoba która mnie rozumie. Tylko ona wie, jak się czuję w tym przeklętym i cholernym miejscu.
- Co tu robisz?-zapytała swoim melodyjnym głosem.
- Chciałabym wiedzieć! Znowu mnie zamknęli w piwnicy! MAM TEGO DOŚĆ! - wrzasnęłam.
- Powinnaś iść z tym do dyrektora placówki... ja ci nie mogę pomóc, a chciałabym...-odpowiedziała uspokajając mnie.
- Po co?! Aby było jeszcze gorzej!? Nie dziękuję! - ponownie krzyknęłam.
Miałam dość, czy ja pragnę dużo?! Ja tylko chcę być traktowana jak normalny człowiek! Czy to naprawdę aż tak dużo?!
    Niedługo potem doszłam do swojego pokoju, były tam moje współlokatorki, najgorsze osoby w tej placówce.
- Przyszła sierota! Podobała się wizyta w piwnicy?- zakpiła jedna. 
To była Agata. Ma długie proste blond włosy, blado-zielone oczy, które zawsze miała zatuszowane tuszem do rzęs, a na twarzy miała (pewnie) półtorej kilo tapety.
- Taa... kto by nie chciał zwiedzać po raz trzeci piwnicy?-zaśmiała się druga.
Była to Katarzyna, największa diwa i słodka ,,niewinna'' dziewczynka, która oczywiście jest pupilkiem (prawie) każdego wychowanka. Ma krótkie, lokowane ognisto-rude włosy, brązowe włosy i tak jak Agata półtorej kilo tapety na twarzy.... a może dwa kilo.
- Przymknijta się! -warknęłam na nie.
- Agata, idziemy, bo jeszcze ona nas czym zarazi... fuj! - wzdrygnęła się Katarzyna, po czym wyszły śmiejąc się.
Zostałam sama, zresztą jak zwykle. Usiadłam na obrzydliwie różowym łóżku, jednak po chwili zeszłam z niego. Schyliłam się pod tą różową kreaturą (XD) i wyciągnęłam starą, startą i brudną walizkę, na której znajdował się napis ,, Kornelia Fouco''  Pamiątka po mojej mamie, dostała tę walizkę od taty, z okazji trzynastej rocznicy ślubu, a ja ją dostałam na trzynaste urodziny. Na samo ich wspomnienie otarłam pojedynczą łezkę spływającą po moim policzku. Zginęli w pożarze....która ja wywołałam...nienawidzę siebie, przeze mnie zginęli! .... i nic na to nie poradzę.
Zaczęłam pakować swoje rzeczy do walizki, było tego bardzo mało. Konkretnie tylko mój pluszowy miś Bernie, moja ukochana zapalniczka i.... i to wszystko. Jestem biedna, nie ukrywam tego bo nie muszę. Zawsze byłam tą złą, ale ja się jeszcze zemszczę! Poczują gniew wielkiej, wszechmogącej Willow!!! 
Wzięłam walizkę i ruszyłam cicho w stronę wyjścia. Musiałam tylko wyminąć wychowawców i jakiś chłopaków. Na szczęście znałam to miejsce na pamięć. Musiałam tylko poczekać na godzinę piętnastą, wtedy jest zmiana nauczycieli dyżurujących.
     Wybiła godzina piętnasta. To moja jedyna szansa na wolność. Zaczęłam biec w stronę wyjścia, czułam się jakby zostało jeszcze pięć kilometrów, a tak naprawdę to tylko zostało kilka metrów....trzy....dwa...jeden metr. Drzwi były już tuż, tuż, gdy nagle.
- FOUCO!!!- krzyknął męski głos.
- O nie! Nie pozwolę tu traktować się jak śmiecia! -pomyślałam.
Chwyciłam klamkę drzwi, po czym je pociągnęłam. Przez chwilę słońce mnie oślepiło, mimo iż była zima, jednak nie interesowało mnie to. Byłam wolna! Czułam się bosko! Jednak nie miałam tyle szczęścia ponieważ tym głosem okazał się dyrektor, który chwycił mnie za ramię.
- Dokąd to?!-zaczął mnie szarpać.
- PUSZCZAJ MNIE!- wrzasnęłam próbując się wydostać.
Nie mogłam się poddać, to moja jedyna szansa na wolność! Musiałam działać szybko, a jedyne co przyszło mi do głowy to zaatakować go maja 
mocą... albo ogłuszyć. Tak jak postanowiłam, tak zrobiłam. Nagrzałam swoją rękę do wysokiej temperatury i przybliżyłam dłoń do jego ramienia.

- AŁ!!! - puścił mnie z krzykiem.
Wybiegłam jak burza, już nic się nie liczyło. Byłam wolna! 
Biegłam dopóki słońce mnie nie zaczęło oślepiać, chciałam uciec z Nasturii, te królestwo jest przeklęte!

***

     Po dwudziestu minutach biegu byłam już w porcie. Chciałam uciec z tego miejsca, dlatego też cicho i dyskretnie schowałam się w jednej z skrzyń. Czułam jak jestem przenoszona na statek. Miałam nadzieję, że nie trafię do jakiegoś gorszego miejsca niż Nasturia.



*************************************************

Spale was ^^ - Willow


Willow nie ten tekst XD.. A teraz Kaczki... Znaczy się Koniec rozdziału :D Mam nadzieję, że nie zepsułam rozdziału ;--; Podobało się? ... hmm A teraz pisać będzie Van

~Psuja Kinia

(PS: Nawet nie wiem czy dobrą czcionkę wybrałam XD)
(PS2: Ja nic nie mam do blondynek i rudych dziewczyn XD po prostu zbieg okoliczności )

piątek, 27 listopada 2015

4. Przemyśl moją propozycje

5 komentarzy:

Powietrze o drażniącym zapachu siarki przeszył mój krzyk bólu. Jeden z koszmarów wbił swoje ostre jak igły zęby w moje ramie, z którego natychmiast trysnęła rubinowa krew i zaczęła spływać strumieniami po mojej ręce.
Z wrzaskiem walnęłam stworzenie z pięści w pysk, a ono odleciało na kilka metrów, rozbiło się o ścianę i została po nim tylko kupka czarnego piachu.
  - Jesteś bardzo nie uprzejma, nie niszczy się cudzych własności – zaśmiał się Czarny Pan stojący za mną.
Zamachnęłam się i w jego kierunku zaczęły lecieć lodowe sople. Mrok tylko pstryknął palcami, a one zmieniły się w małe kryształki.
- Proszę cię, taka osłabiona smarkula jak ty nic mi nie zrobi – zakpił
- Módl się, żebym nie odzyskała sił, bo będziesz miał przesr….! – ale mi przerwał
- Oj, oj, oj, taka śliczna dziewczyna, a tak brzydko przeklina – zacmokał

Mnie natomiast zaczęło okrążać coraz więcej koszmarów. Nad moimi dłońmi zaczęła błyszczeć błękitna poświata. Zaczęłam ciskać w czarne konie lodowymi pociskami.
- Po co to wszystko? – Mrok zmaterializował się kilka metrów przede mną – Nie chcę cię zabić, ja tylko proponuję ci, abyś dołączyła do mnie i pomogła zniszczyć strażników, a potem zdobyć świat! – uniósł ręce w górę

- A moja odpowiedź po raz tysięczny brzmi, NIE! – wrzasnęłam niszcząc koszmar, który chciał się na mnie rzucić.

- Dlaczego aż tak ci na nich zależy? Przecież  ich nie obchodzisz, zapomnieli o twoim istnieniu. Może zaprzeczysz drogo Luno Cristal, strażniczko wiary! – te słowa zaczęły dzwonić mi w uszach.
- O nie, to ty mnie uwięziłeś! – zaatakowałam, ale on osłonił się  – To ty sprawiłeś, że uznali mnie za martwą i o mnie zapomnieli! – kolejny odparty cios.

- Czepiasz się szczegółów – potrząsnął ręką, jakby chciał odgonić muchę.
Ok, teraz już się wkurzyłam. Emocje wzięły górę. Moje oczy zaświeciły na biało, a w pomieszczeniu zaczęła rozpętywać się burza śnieżna. Wzniosłam się w powietrze i zaczęłam rzucać lodowymi promieniami w Czarnego Pana. Kilka razy udało mi się go trafić, ale nie robiło to na nim dużego wrażenia.

 - Dość! Tak nie będziemy się bawić – klasnął dwa razy w dłonie. Nagle na moich nadgarstkach i kostkach pojawiło się coś okropnie palącego w skórę. Spojrzałam tam i zobaczyłam emanujące czernią liny.

 - Aaaaaaaaa! – wrzasnęłam, gdy zaczęły mocniej piec i pociągnęły mnie w dół powalając na ziemie. Koszmary rzuciły się na mnie z rykiem. Zaczęły mnie gryźć, drapać i kopać. Próbowałam się obronić, ale było ich zbyt dużo. Nagle postawiły mnie na klęczki i przytrzymały tak, że nie mogłam się ruszyć.
 - Wystarczy! – Mrok zmaterializował się tuż koło mnie – Wiesz, zapomniałem powiedzieć, odwiedziła nas pewna bardzo miła osóbka – pstryknął palcami, a kilka metrów przede mną, z kupki koszmarnego piachu wyłoniła się…….O nie!

  - Iris! – krzyknęłam, a dziewczyna spojrzała na mnie przerażonymi oczami – Iris! Siostrzyczko, nic ci nie jest!? – po moich policzkach zaczęły spływać łzy.

 - Luna, nie wież mu! Nie słuchaj go!  - próbowała się uwolnić – Nie przejmuj się mną, poradzę sobie! – krzyczała
 - Och, jaka wzruszająca scenka! Dwie siostry znów razem – Książe koszmarów zaśmiał się złowieszczo.
      
 - Błagam, zostaw ją! – krzyknęłam zapłakana

 - Zróbmy tak – spojrzał na mnie – ty znajdziesz pozostałą dwójkę dzieci zimy, przekonasz ich do przejścia na moją stronę, a ja z największą przyjemnością uwolnię twoją siostrę, obiecuję, że nie spadnie jej włos z głowy – mówił powoli – Jeśli nie! – powiedział donośnie – Przysięgam, że będziesz patrzeć, jak ginie w męczarniach, a ty wkrótce do niej dołączysz!

Spuściłam głowę roniąc łzy rozpaczy. I co ja mam teraz zrobić? Nie chcę skrzywdzić strażników, są dla mnie jak rodzina, pomimo, że o mnie zapomnieli. Na siostrze też mi zależy, kocham ją całym moim sercem! Co robić, co robić!?

 - Dość! Błagam! – wybuchłam płaczem. Nagle poczułam mocne szarpnięcie i zobaczyłam ostre, białe światło. Nie byłam do tego przyzwyczajona, więc zacisnęłam powieki. Zamrugałam, by oczy przyzwyczaiły się do światła. Spostrzegłam, że nie krępują mnie liny, koszmary też zniknęły. Leżałam na śniegu gdzieś na leśnej polanie. Nade mną pojawił się Mrok z dumną miną.

- Przemyśl moją propozycję – i rozpłynął się. Z trudem podniosłam się na równe nogi i zaczęłam iść przed siebie. Co chwilę próbowałam wznieść się w powietrze, ale po przeleceniu kilku metrów opuszczały mnie siły i znów lądowałam na miękkim śniegu. Szłam już kilka godzin, krew lała się ze mnie strumieniami, a ja czułam się coraz słabiej. Zobaczyłam, że przede mną znajduję się zamek ogrodzony kamiennym murem. Kiedy tam doszłam, zwinęłam dłoń w pięść i walnęłam nią w bramę trzy razy, po czym odsunęłam się kilka kroków w tył. Odwróciłam się, by zobaczyć, czy nie śledzi mnie jakiś koszmar. Jednak zobaczyłam tylko las i ścieżkę z mojej własnej krwi.  Nagle mój wzrok zaczął się rozmazywać. Po pewnej chwili brama otworzyła się,  a ja dostrzegłam rozmazane sylwetki czterech osób. Na pewno byli to dwaj mężczyźni i dwie dziewczyny. Obraz coraz bardziej się rozmazywał.
- Bła-agam, pomocy – wydusiłam z trudem. Potem pamiętam tylko upadek na śnieg, a potem już tylko koszmary, w których widziałam śmierć mojej siostrzyczki.


Witajcie! Mam nadzieję że rozdział się podobał ^^
Następny rozdział piszę Willow! PAPA! <3
 
~Luna
                            
 


poniedziałek, 23 listopada 2015

3. Zamach na moje życie!

9 komentarzy:
Leciałem sobie spokojnie nad Oceanem Spokojnym, kierując się naprawdę okrężną drogą na Biegun. Mikołaj swoją zorzą przerwał mi zamrażanie Australii, ale co ja poradzę? Jestem tylko mrówką, a North to wyrafinowana królowa i każdy ma się go słuchać!
Na Biegunie wylądowałem około 8:30 czasu polskiego. Nie obeszło się bez kłótni z kochanym Phil'em i przepychanek do drzwi. Strażnicy już się zebrali przy globusie.
  - Witam pracowite mróweczki! I ciebie, najjaśniejsza pani. - ukłoniłem się Świętemu. Jego znudzona mina, czy, jak to inni nazywają, skupiona, się nie zmieniła. Westchnąłem i się podniosłem. - Widzę, że sprawa poważna. O co chodzi?
  - Najpierw, Jack... - staruszek się odwrócił, a Zając strzelił się w łebek.
Po chwili pod moim nosem znajdowała się taca pełna pierniczków.
  - Zjedz ciasteczko. - rozkazał Mikołaj.
  - North, myślałem, że po coś sensownego mnie tu sprowadziłeś... - powiedziałem, szamając trzy chrupiące pierniki na raz. Przełknąłem. - A nie po ocenę swojego nowego przepisu na wypieki. Swoją drogą... za mało czekolady.
  - To jest nasz Jack. - powiedziała Ząbek.
Popatrzyłem na nią pytająco.
  - Piasek śledził Mroka. - zaczął wyjaśniać Zając. - Opowiedział nam, że Mrok planuje przysłać swoich szpiegów, którzy...
  - Czyli żadna nowość, Kangurku. - przerwałem, obracając kolejne ciastko między palcami.
  - ...którzy będą łudząco podobni do nas, bałwanie.
  - Ciastka są zaczarowane. Mają zadanie zdemaskować każdy inny czar. - dokończył Mikołaj. Teraz Piasek zabrał głos.
Nad jego głową zaczęły latać śnieżynki, konie Mroka i czaszka. A na końcu Mrok w sukience.
Ostatni widok Piasek szybko zamienił na nagrobek z moimi inicjałami.
  - Mrok chce mnie zabić. To też normalka. - jeśli chodzi o jego próby unicestwienia mnie, już od dwustu lat się tego nie boję.
  - Sześćset osiemnaście lat jest rokiem, w którym Strażnik jest najsłabszy. Zjawisko to powtarza się potem co jakieś dwieście, trzysta lat. Przeczuwamy, że Mrok chce zatopić pazury na tobie właśnie w tym roku. A nawet w tym miesiącu.
  - I co?
  - Musimy cię ukryć w miejscu szczęścia i miłości. Gdzieś, gdzie Mrok cię nie znajdzie...
Dalej pamiętam jedynie to, że siłą wpakowali mnie do sań Mikołaja, napad na latający powóz i mocne "ała".
A potem się obudziłem z głośnym "nie!". Nie pamiętam nawet, co mi się śniło. Zamiast tego zobaczyłem kompletnie obce mi twarze. W tym jedną, zadziwiająco piękną.
  - Witam drogie panie, szanownego pana i wikinga. Na imię mi Jack. Jack Frost. Mogę wiedzieć, gdzie jestem?
  - Sądzę, że najpierw wytłumaczysz się ty. - rzekła blondynka o turkusowych oczkach.
  - Yyyyy, to tak...
Opowiedziałem im zmyśloną historię o tym, jak lecąc walnąłem w drzewo. Chciałem nie brzmieć jak idiota mówiąc, że Książę Ciemności przeprowadził zamach na sanki Świętego Mikołaja. Chociaż i tak uznali mnie za totalnego psychola z jakimś poważnym zaburzeniem psychicznym. Potem zostawili mnie samego a to, że byłem potwornie zmęczony, pozwoliło mi jedynie klapnąć się z powrotem na dziwnie miękkie łóżko i zasnąć.
I nic mi się nie śniło. Przynajmniej nie pamiętam co, ale tym razem już się z krzykiem nie obudziłem.
Jakaś kobieta w fartuchu przyniosła mi zacne śniadanko. Tosty francuskie i wino. HM... dziwne. Chcą mnie upić już pierwszego/drugiego dnia? Oczywiście wszystko pochłonąłem jak lew, którego głodzili ponad tydzień.
  - Królowa chce się z tobą widzieć. Czy masz na tyle sił, ażeby samodzielnie wstać i udać się do sali tronowej?
Albo jeszcze śnię, albo ktoś mnie przeniósł w czasie. Albo trafiłem do zacofanego miasta... królowe?  I ten śmieszny sposób mówienia i akcent... dziwne.
  - Myślę, że problemu nie będzie. - powiedziałem, wstając.
Kobieta schowała głowę za tacę. Czemu? Przecież spodnie mam, bluzę też...  i co? Kręcąc głową wyszedłem z pokoju i co zastałem? Czerwony korytarz z czerwonym dywanem.
  - Hollywood na pewno tak zacofane nie jest... - mruknąłem, patrząc na czerwoną tkaninę na podłodze. - A teraz idź człowieku i szukaj tej całej sali tronowej...
Po dwóch godzinach błądzenia i włażenia w złe pokoje, stałem przed tą cudowną... znaczy normalną (XD) blondynką. Wypytała mnie szczegółowo o to, kim jestem, skąd jestem, po co tu przyszedłem i inne. Kiwała głową kiedy mówiłem, że jestem Strażnikiem Marzeń, ale wątpiłem, by słuchała, albo brała mnie na poważnie...
---
Kolejna osoba spod opieki Wiki jest podejrzewana o choroby głowy...
Wprawdzie, miała pisać Elsa, ale jakoś tak wyszło, że napisałem ja.
Teraz next osoba z kolejki ;)
-Jack

Jack idiota się pożegnać nie umie:
Pozdrawiam i
Pa!
~Infernal Queen~