piątek, 26 lutego 2016

14. Babcia awanturuje się o chleb, a ja podziwiam widoki z balkonu

5 komentarzy:
Mam chronić Dzieci Zimy. Ale nikt mi nie powiedział, kim one są! No, może prócz jednej osoby - Jack Frost.
Mój, jakże ukochany, były chłopak. Poznaliśmy się zimą, w Moskwie. Spacerowałam wtedy po Ziemi, ponieważ rodzice mieli ważne spotkanie [a Hope jeszcze nie było na świecie]. Wpadliśmy na siebie przypadkiem. Uznałam za urocze to, jak zachwycał się, że go widzę, a zdziwienie, że osoba w wieku nastoletnim "w niego wierzy", było jeszcze słodsze. Potem spotykaliśmy się regularnie, najczęściej w Warszawie przy pomniku syrenki, aż w końcu Jack wyznał mi niepewne uczucie. Postanowiliśmy spróbować, no i po paru latach zerwaliśmy, bo Frost zaczął narzekać na moją sztywność i niechęć do dziecięcych zabaw.
I tak się rozeszliśmy, zerwaliśmy kontakt, aż bum! Ląduję w Arendelle i kogo spotykam? Jacka Frosta!
Akurat, kiedy dostałam misję obronną, a Jack akurat ma moce zimy... hmm...
No cóż. Dojdziemy do tego może później.
Pierwszego dnia pobytu w zamku już wiedziałam, że nie będzie nudno. Co chwila ktoś biegł po korytarzach ze śmiechem, a to rzucali się jedzeniem, wrzeszczeli na całe królestwo, albo robili aferę wokół jakiejś dziewczyny. No proszę - w moim świecie, nagłe, poważnie ranne osoby leżące pod bramami miasta to normalka!
- Ale nie jestem u siebie - mruknęłam do siebie, wpatrując się w drewniany sufit, leżąc na pościeli.
I leżałabym tak dalej, gdybym nie usłyszała kolejnych śmiechów za drzwiami. Westchnęłam, wstałam i podeszłam do drzwi. Uchyliłam je lekko i od razu mogłam podziwiać widok Thalii, nacierającej śniegiem twarz księżniczki. Oparłam się o framugę ze splecionymi dłońmi i pokręciłam głową.
- Dzieci - powiedziałam.
- Dorosła się znalazła, patrzcie no! - zaśmiała się Thalia, rzucając we mnie śnieżką.
Złapałam ją w locie i spaliłam w dłoni. Wytarłam mokrą rękę o czarne jeansy, chowając się z powrotem w komnacie przed następnymi pociskami śniegowymi. Zabarykadowałam się dodatkowo komodą, bo moja "kichana" przyjaciółka kocha wielkie wejścia.
- Zostań moją chusteczką! - usłyszałam zza drzwi.
- Nie dam ci się wydmuchać! - odkrzyknęłam, otwierając wyjście na balkon.
Usiadłam na barierce, spoglądając w dół. Jack ganiał jak idiota za królową, która pochłonięta była jakimiś papierami w marszu. Nie bojąc się, że spadnę [w każdej chwili mogę zmienić się w cokolwiek latającego - taaki urok bycia Demonem], przerzuciłam nogi na zewnętrzną stronę i oparłam łokcie na kolanach, a brodę na pięściach, i podziwiałam, jak nasz bałwanek nieudolnie próbuje zwrócić na siebie uwagę.
- Jack! - usłyszałam z dołu krzyk królowej. - Rozumiem, że chcesz mi pomagać i jestem nawet z tego zadowolona, ale zajmij się swoimi sprawami, nie wiem... poszukaj sobie dziewczyny, pracy, hobby?
- Hobby? - mój były przystanął. - Moim hobby jest zabawa z dziećmi! 
Platynka przez chwilę milczała, a ja śmiałam się na barierce. Zboczeniec Jack, zajebiste! 
- Pominę sens tych słów i polecę ci pracę w przedszkolu - odparła królowa po dłuższej chwili. - Na rogu szukają kogoś, kto może zająć się dziećmi. 
Pokręciłam głową i schowałam się z powrotem do komnaty.
- Opiekunka Jack - zaśmiałam się pod nosem, podchodząc do drzwi.
Niestety, nie zdążyłam ich otworzyć, bo ktoś zrobił to za mnie. Księżniczka Anna dosłownie wleciała na moją osobę, odbijając się trochę. Zaraz na jej twarz wstąpił szeroki uśmiech i pociągnęła mnie za rękę na dół, do ogromnej sali z tronem, czyli wiadomo, gdzie.
- Dzieje się, w Arendelle się dzieje! - okrzyknęła, siadając na jeden z dwóch mniejszych tronów, ustawionych po obu stronach tego największego.
- O co chodzi? - zapytała Thalia, uwieszając się na moich plecach.
- Kristoff widział na mieście, jak straż aresztuje dwie dziewczyny za kradzież. Zaraz tu będą, na przesłuchaniu! 
W tej samej chwili, do sali tronowej weszła królowa. Posłała nam uśmiech, a potem zajęła miejsce na swoim siedzisku, szepcząc coś z Anną.
- Usiądźcie - zwróciła się do nas, wskazując dłonią czerwoną sofę pod ścianą z portretem aktualnej rodziny królewskiej.
Pociągnęłam Thalię na sofę, sadzając ją na niej siłą. Nagle wrota otworzyły się, uderzając o ścianę. Królowa spojrzała na to z lekkim zmartwieniem, a potem przeniosła wzrok na dwóch strażników, prowadzących dwie dziewczyny i idącą za nimi staruszkę, wymachującą drewnianą laską na wszystkie strony.
- Już wy zobaczycie, co to sprawiedliwość! - krzyczała - Odechce się młodzieży okradania straganów! Już ja wam mówię, popamiętacie to wszystko!
Moja towarzyszka misji śmiała się pod nosem, latając wzrokiem od staruszki do tych dziewczyn. Jedna z nich była brunetką w dość ubogim ubraniu, a druga była rudowłosą, chodzącą chmurą zakłopotania.
- Wasza Wysokość - strażnicy i staruszka ukłonili się. 
- Co się stało? - zapytała platynka oficjalnym tonem.
- Te dwie dziewczyny okradły mój stragan! - krzyknęła staruszka.
- Dobrze, co ukradły? 
- Bochenek chleba! Świeżutkiego pieczywka, Jaśnie Pani! 
Pokręciłam głową, nie słuchając dalszych przesłuchań. Oparłam się o podłokietnik sofy i przysnęłam.
Przez chwilę wydawało mi się, że widzę granatowy materiał i czuję zimno, sosny i miętę, ale na pewno mi się to przyśniło. Następne, co pamiętam, to czarna pustka i nagle...
Obudziłam się w swoim łóżku w tych ciuchach, w których zasnęłam na sofie. Na rogu łóżka siedział Jack, wpatrując się w nudną, zieloną tapetę ścienną. Usiadłam, przecierając oczy.
- Co ty tu robisz? - zapytałam. 
Jack spojrzał na mnie z zakłopotaniem na twarzy.
- Chciałem się ciebie o coś spytać... - powiedział niepewnie.
- Jeśli chodzi ci o nasz dawny związek, to...
- Nie - przerwał mi - nie o to mi chodzi. Chcę się ciebie zapytać, jak mam...
- Jak masz co? - zaciekawiłam się. 
- Jak mam zbliżyć się do Elsy?
- A skąd ja to mam wiedzieć? 
- No... no bo... obydwie jesteście takie... 
- No, jakie?! - wyskoczyłam spod kołdry, stając przed nim.
- Takie dorosłe i goniące za robotą...
Westchnęłam. Jack, ty popaprańcu!
---
AVE!
Na początek poproszę współautorki o dodawanie etykiety z imieniem ich bohatera, kiedy będą pisały swoje rozdziały ;) Danke! ;*
Hehe.... rodział bez sensu, ja pierdolę xDDD 😂😂😂
Ale cii, jest? Jest! XD 
Next os z kolejki, zapraszamy na chaptera! 
Pozdrawiam i
Pa!
†Infernal Queen†

środa, 24 lutego 2016

13. ,, Ludzie są naiwni ''

1 komentarz:
    WOW. Ona czarodziejuje! Tak samo jak ja! WOW! (Ta, Willow się podnieca XD - dop. aut) Tylko, że ja czarodziejuje ogniem a ona... naturą.. przyroda, rośliny i tym podobne, wiadomo o co chodzi. Jednak jest taki ktoś jak ja! (Może) W końcu ktoś mnie zrozumie!
     Tłoczyłam w sobie ten długi monolog, patrząc na kwiatek, który wyczarowała w swojej dłoni Gabriela. Z tego co pamiętam z harcerstwa (tak, Willow była w harcerstwie - dop. aut) to, to jest dzwoneczek księżycowy. Westchnęłam z uśmiechem. Nie wiem czemu ale uważam, że tan kwiat jest piękny... chociaż nie jest z ognia. Po chwili ocknęłam się i spojrzałam na dziewczynę.
- Ja jestem Willow -powiedziałam prostując się- I ten.. dziękuję za uratowanie.. nie musiałaś tego robić...
Byłam ... zestresowana?  Nieśmiała? Dziwne.. ja przecież takie nie jestem i nie byłam.
- Drobiazg -odpowiedziała z lekkim uśmiechem a kwiat w jej dłoni zniknął.
- Ze mną jest naprawdę coś nie tak...-westchnęłam patrząc na moją walizkę.
- Dlaczego tak sugerujesz?-zapytała.
- Zapomniałam, że mam klaustrofobię ...
- Hm.. może troszkę ... Dlaczego byłaś w skrzyni?-zmieniła temat rozmowy.
- Nie stać mnie na bilet.. uciekłam z sierocińca. Ciężkie życie -westchnęłam patrząc w niebo.
Nastała cisza.
- Zimno tu trochę...(z tego co wiem jest zima .. więc no .. jest zimno- dop. aut.)- odparłam pocierając dłońmi o moje ramiona.
- Tak... -powiedziała- Nic na to nie porodzę...
- Yhym..
Od razu było widać, że rozmowa się nie kleiła...Widocznie rośliny i ogień nie pasują do siebie... Albo za mało się znamy.
    Nie wiem kiedy zasnęłam a kiedy się obudziłam statek dotarł do portu.
- Hej.. wstawaj, jesteśmy w Arendell - Gabriela lekko szturchała mną.
- Jeszcze chwilę mamusiu...-poruszyłam się przez co spadłam na ziemię.
- Ał... -wstałam- Przyciągam kłopoty więc radze ci uważać.
- Nie będzie aż tak źle! -uśmiechnęła się.
,,Na pewno..'' mruknęłam w myślach.
Wyszłyśmy ze statku i zaczęliśmy kierować się w niewiadomą stronę.
   Po kilkunastu minutach doszliśmy na targi. Cały czas miałam przy sobie swoją walizką. Nagle zobaczyłam stragan z jedzeniem. Jedzenie...
Powoli podeszłam do straganu, zagadałam sprzedawczynie, okazała się miłą starszą panią. Kiedy odwróciłam jej uwagę ukradłam bochenek chleba i szybko schowałam do torby.
- Hm.. Ja chyba podziękuje .. do widzenia pani!- odeszłam z miną ''grzecznej dziewczynki''.
Podeszłam do Gabrieli, która stała i patrzyła na mnie.
- Willow..?
- Czasem zadziwia mnie to, jak ludzie są naiwni.. chlebka?-podałam jej kawałek chleba.
- Ukradłaś to -warknęła.
Znalazła się grzeczna dziewczynka.
- Może- ugryzłam kawałek pysznego pieczywa.
- Willow!-ryknęła na mnie.
W tym momencie każdy, dosłownie każdy(!) spojrzał w moją stronę, nawet tamta staruszka.
- Złodziejka! Ukradła mój chleb!-krzyknęła staruszka.
- Em...Papa!- zaczęłam biec.
    Nie wiem kiedy dotarłam do lasku. Bez wahania wdrapałam się na drzewo. Wdrapałam się na sam czubek. Stąd bardzo dobrze widać zamek, który jest pod pewnym kątem piękny. Nagle usłyszałam szelest liści i odgłos łamania gałązek. Po chwili w dole zauważyłam Gabriele, szukała mnie, nie rozumiem po co, ale szukała.
    Na moje nieszczęście noga zsunęła mi się z gałęzi i spadłam na dół.. a nie mówiłam? Przynoszę pecha!
*********************************************************

Witajcie ziemniaczki! Rozdział ... jest krótki i fatalny ;_; wybaczcie ;_; Możecie mnie ukamienować, powiesić, zastrzelić, spalić, zamrozić,  odmrozić i dać lwom na pożarcie ;_;

Więc... teraz next osoba z kolejki! <3

Bay!

środa, 17 lutego 2016

12. Zapłaci mi za wszystko, przysięgam!

5 komentarzy:
Powoli i niechętnie uchyliłam powieki. Nie miałam siły nawet na podniesienie głowy. Wszystko dokoła było zamazane, ale po chwili wyostrzył mi się wzrok i spostrzegłam, że leżę na zimnej, podłodze z czarnej glazury i znajduję się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam czyjeś nogi. Ktoś nade mną stał. Podniosłam powoli wzrok. Koło mnie stała szczupła, wysoka niebieskowłosa kobieta o zielonych, niczym szmaragdy oczach, ubrana w fioletową, błyszczącą od małych diamencików, zwiewną suknie, bez ramiączek, obwiązana w pasie czarnym pasem ze złotą klamrą. Na oko wyglądała, jakby miała 30 lat. Przyjrzałam się jej dokładnie, a moje oczy nagle rozszerzyły się ukazując niedowierzanie. Przecież to Bella Cristal, moja matka! Ale jak to, przecież Mrok zabił ją dobre 450 lat temu, jak nie więcej! 
- Matko……! – krzyknęłam szybko się podnosząc, jednak kobieta walnęła mnie z całej siły w policzek, przez co upadłam na podłogę. 
- M-mamo? – patrzyłam na nią zaszklonymi oczami, rozmasowując czerwony policzek.
- Twoja matka nie żyje – powiedziała chłodno swoim melodyjnym głosem. Zaczęłam się od niej odsuwać, podpierając się łokciami. To nie moja matka, tylko jakiś potwór!
- Ooooo, boisz się mnie……..? – zaczęła za mną iść wolnym krokiem. Nagle zmieniła się w postać z czarnego piasku, by po sekundzie stać się dobrze zbudowanym mężczyzną o brązowych włosach i złotych, niczym bursztyny oczach, ubranego w granatowe spodnie, białą koszulę, a na to kamizelkę, wyglądającą jak nocne niebo obsypane gwiazdami. To Syriusz Cristal, mój ojciec, którego także Mrok zamordował z zimną krwią.
-……bardzo dobrze……... – kontynuował zmieniając się w Mikołaja - …….twój strach dodaje mi sił…… - powiedziawszy to zmienił się w Zębuszkę – już niedługo będę miał na tyle mocy…… - stał się Wielkanocnym Zającem -…….że bez problemu……. – zmienił się w Piaskowego Ludka -……pokonam Strażników i zdobędę świat……. – przykucnął obok mnie, przemieniając się w Czarnego Pana -……..z twoją pomocą Luno – wystawił dłoń w geście pomocy. Ja jednak odsunęłam się i sama wstałam.
- Nigdy! – krzyknęłam wściekła – Wolę umrzeć!
- O, ależ po co te nerwy. Ponoć złość piękności szkodzi – zacmokał łapiąc mój podbródek. Szybko mu się wyrwałam, a on niewzruszony moją postawą, kontynuował – Luno, jesteś dzieckiem zimy. Ty i pozostała dwójka jesteście mi potrzebni, jednak ty musisz przekonać ich do przejścia na moją stronę – zaśmiał się – więc nie umrzesz…….przynajmniej na razie…..hahahahaha!
Wzdrygnęłam się. Jakby się nad tym zastanowić, to ja i pozostałe dzieci zimy możemy razem pokonać Mroka, ale też, gdy mu pomożemy, bez najmniejszego problemu zdobędzie świat.
- Szkoda mi ciebie – westchnął
- A to ci niespodzianka – udałam zdziwienie – TOBIE kogoś szkoda?
- Haha, zadziorna jesteś. Tyle że ja nie śmiał bym się z mojej własnej śmierci – spojrzałam na niego zdziwiona.
- Co chcesz przez to powiedzieć – podniosłam jedną brew do góry.
- Dobrze wiesz, że jesteś strażniczką wiary. Puki żyjesz, dzieci nie przestaną wierzyć w strażników. Jedyne co trzyma cię w tej chwili przy życiu to fakt, że twoja moc jest mi bardzo potrzebna w zdobyciu świata, gdyby się to, osobiście wyrwałbym ci serce z piersi – uśmiechnął się przerażająco. Czułam jak blednę. A więc to tak ma wyglądać? Mam pomóc Mrokowi, a potem mnie wyeliminuje, bo będę już mu zbędna!? Chory człowiek normalnie! Nie, wróć, to nie człowiek. To sadysta!
- Jednak pamiętaj, jeśli mi się sprzeciwisz, ONA umrze! – krzyknął i rozpłynął się, a na jego miejscu pojawiła się moja siostra. 13-letnia dziewczyna patrzyła na mnie zaszklonymi oczami.
- Iris! – podbiegłam do niej i mocno przytuliłam. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy szczęścia. Spostrzegłam, że ma zdarte kolana i łokcie – Siostrzyczko, co ci się stało? – spytałam łagodnie, ładząc delikatnie jej włosy.
- Luno…..? – zaczęła niepewnie.
- Tak? – spojrzałam na nią z małym uśmiechem.
- My…..My umrzemy, prawda? – wychlipała przez łzy. Na mojej twarzy od razu zagościło przerażenie. O nie, ona nie może tak myśleć.
- Iris, no coś ty. Kto ci takich głupot nagadał!? – zaśmiałam się sztucznie.
- Zginiemy….zginiemy jak nasi rodzice! – zaczęła szlochać w moje ramie.
- Nie Iris, nie zginiemy! – powiedziałam pewnie – przynajmniej nie ty! Ty musisz żyć. Ja mogę umrzeć – zaczęła jeszcze bardziej płakać. - Iris – uklękłam koło niej, łapiąc ją za ramiona i patrząc głęboko w oczy.
- Kiedy…kiedy patrzyłam jak rodzice wydają ostatnie tchnienia, obiecałam im, że będę cię chronić, choćby za cenę własnego życia. Nigdy, ale to przenigdy nie dopuszczę, aby stała ci się krzywda, rozumiesz? – znów ją przytuliłam
- Ach, Luno, nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać – zaśmiał się Pitch, stojący za mną.
W pewnym momencie poczułam, że coś łamie mnie za przedramiona. Odwróciłam szybko głowę i zobaczyłam, że to ręce zrobione z czarnego piasku. Szarpnęły mną mocno do tyłu, przez co odleciałam od Iris na kilka metrów, i powaliły na kolana, mocno trzymając.
- Iris! – krzyknęłam próbując się uwolnić. Dziewczyna klęczała skulona i patrzyła się na mnie ze łzami w oczach. Nagle wokół brązowowłosej zaczęły pojawiać się koszmary. Wpatrzyły się w nią swoimi żółtymi ślepiami z rządzą krwi. Podchodziły powoli, jakby karmiąc się strachem dziewczyny. W pewnej chwili koło mnie pojawił się Mrok. Patrzył z dumnym uśmiechem na całe zajście.
- Nadal jesteś pewna, że nie chcesz mi pomóc? – spojrzała na mnie z ukosa. Popatrzyłam na niego gniewnie. Jeśli jest choć trochę inteligentny, zrozumie, co o tym sądzę – No cóż, szkoda. Ale pamiętaj, twoja siostra tylko na tym ucierpi. Przez twój głupi hard ducha. Przemyśl to jeszcze, a na razie….. – pstryknął palcami, a koszmary z rykiem rzuciły się na Iris. Nie widziałam jej. Od ścian pomieszczenia odbijały się tylko należące do niej krzyki cierpienia.
- Iris! – wrzasnęłam zrywając się na równe nogi. Starałam się wyrwać, ale ręce z czarnego piasku przytrzymały mnie jeszcze mocniej – Błagam, zostawcie ją! Zrobię wszystko! Słyszysz!? Zrobię wszystko co chcesz, tylko ją zostaw! – krzyczałam na całe gardło, ale to nie skutkowało. Słyszałam głośne wrzaski mojej siostry, a po chwili zobaczyłam też krew tryskającą na wszystkie strony – Nie! Nie! Błagam! Zabijcie mnie! Proszę, zabijcie mnie, tylko nie ją! Błagam! – wrzeszczałam przez łzy, które lały się strumieniami po moich policzkach. Moja siostra zaraz zginie. Obiecałam rodzicom, że nie pozwolę jej skrzywdzić. Zginęli broniąc nas, a ja przez moją głupotę doprowadzę do śmierci mojej siostry.
Nagle te ręce zaczęły ciągnąć mnie do tyłu. Stawiałam opór, ale to nie działało. Coraz bardziej oddalałam się od Iris.
- N-nie! Zostawcie mnie! – chciałam się im wyrwać. Muszę pomóc siostrze. Nie mogę pozwolić, żeby zginęła. Teraz byłam oddalona od niej o dobre pięć metrów. Nie chciałam jej zostawiać. Krwi było coraz więcej, a krzyki powoli cichły. Ona umiera.
- Iris! – krzyczałam wciąż próbując się uwolnić, jednak powoli słabłam. Nagle krzyki zaczęły być słyszalne jakby pod wodą, ze wzrokiem zresztą tak samo. W końcu moje oczy pokryła szara mgła.

…………………………………………………..
- Iris, nie! – wrzasnęłam podnosząc się do pozycji siedzącej, jednak zaraz tego pożałowałam, bo moje ciało zaczęło pulsować ogromnym bólem. Z cichym jękiem opadłam z powrotem na……..zaraz………łóżko? Na miłość księżyca, gdzie ja jestem!? Co się ze mną stało!? Nie zbyt sobie przypominam.
Nagle usłyszałam nad sobą głos dziewczyny. Chciałam coś powiedzieć, ale całkiem zaschło mi w gardle, nie mogłam się odezwać. Po chwili można było usłyszeć oddalające się odgłosy uderzania kilku par butów o podłogę, ktoś odchodził.
Uchyliłam lekko powieki. Stała nade mną platynowłosa kobieta, ubrana w niebieską sukienkę oraz jakiś koleś w białym fartuchu. Prawdopodobnie lekarz. No co? Nie widziałam świata zewnętrznego od ponad 170 lat, więc się nie czepiajcie, nie mam pojęcia jak jest dzisiaj. Równie dobrze ten gość może być strażakiem, albo astronautą! Nie wiem i koniec!
- Halo, słyszysz mnie? – spytał lekarz, machając mi ręką przed oczami.
- Jeszcze moment, a ci ją odgryzę – burknęłam. Co ja, jakaś psychopatka, czy co!? Lepiej nie odpowiadajcie.
- No, jest osłabiona, ale charakterek to ma – zaśmiał się lekarz odwracając się do kobiety – przyjdę jutro, żeby zmienić pacjentce opatrunki, a na razie moja praca jest tu zakończona.
- Oczywiście, bardzo panu dziękuję, dobranoc – powiedziała kobieta. Lekarz skłonił się jej i wyszedł.
- Witaj, jestem Elsa, królowa tego państwa, Arendell. Powiesz mi jak masz na imię? – spytała, spoglądając na mnie. Nic nie odpowiedziałam. Kobieta westchnęła ciężko – No dobrze. Zaraz wracam – powiedziała i wyszła, zostawiając mnie samą w pokoju. Gdy drzwi się zamknęły, rozejrzałam się szybko po pomieszczeniu. Wygląda ono jak z czasów średniowiecza. Teraz już serio się boję. Gdzie ja jestem? A jeśli to kolejna sztuczka Mroka? Co ja mam teraz zrobi? Zostać? Uciec? Tyle pytań, a ani jednej odpowiedzi.
Nagle do pokoju weszły cztery osoby. Spojrzałam na nie. Jedną z nich była ta sama kobieta, co wcześniej, rudowłosa, uśmiechająca się od ucha do ucha dziewczyna, dobrze zbudowany blondyn i białowłosy chłopak. Na niego wrzuciłam szczególną uwagę. Kurczę, albo mi się zdaje, albo to ten nowy strażnik. Jack Frost. No wiecie, Mrok zawzięcie na niego polował, było o tym głośno w całej jego kryjówce, a ja, jako że byłam w niej uwięziona, wszystko słyszałam i widziałam.
No dobra, trzeba pokazać, że wszystko jest w porządku. Mrok zabiłby mnie na miejscu, gdyby się dowiedzieli, jakie ma plany. Wysiliłam się na uśmiech.
- Jak się nazywasz? - zapytała królowa, wyrywając mnie z zamyślenia. Hmm, podać prawdziwe czy fałszywe imię? Mogę im ufać? W sumie, zawdzięczam im życie więc chyba tak.
- ....Luna... - odpowiedziałam po chwili.
- A więc, Luno, co ci się stało? – kontynuowała.
- Emmm..... - Ołłł siet! Co ja mam niby odpowiedzieć?! Że jestem zapomnianą strażniczką wiary, uwięzioną przez Mroka, księcia koszmarów i to właśnie one mnie tak urządziły!? Nie dość, że uznają mnie za wariatkę, to Pitch mnie za to zabije! Trza coś wymyślić.
- ….napadnięto mnie, tak, tak właśnie... napadnięto. – skłamałam szybko. Jack pokręcił głową. Kurczę, zwykle umiem o wiele lepiej kłamać. Aż tak widać, że powiedziałam nieprawdę?
- Czy coś się stało? – zapytała królowa, patrząc na niego.
- Nic, królowo, tylko muszę na chwilę wyjść – odpowiedział jej.
- Dobrze, idź – odparła. Podziękował i wyszedłem z komnaty.
- Eee, przepraszam, ale jestem trochę zmęczona. Mogłabym się położyć? – spytałam niepewnie.
- Ależ oczywiście. Odpocznij, porozmawiamy jutro – odpowiedziała władczyni i wszyscy wyszli. Głośno westchnęłam. Nie mam pojęcia gdzie jestem, ale na pewno niedługo się dowiem. Ale to jest teraz najmniej ważne. Ważna jest Iris. Przez moją głupotę mogłam ściągnąć na nią nieszczęście. Nie przechytrzę Mroka, jest zbyt przebiegły i sprytny, na pewno ma mnóstwo planów awaryjnych. Jestem postawiona przed trudnym wyborem. Pomóc Czarnemu Panu w zdobyciu świata, albo sprzeciwić mu się i narazić siostrę na śmierć. Jedno jest pewne, nie dam jej skrzywdzić. A Mrok? Ha, jeszcze mi zapłaci za wszystkie krzywdy, jakie mi wyrządził. Mam już nawet pewien plan, który mam zamiar wcielić w życie. Zapłaci, zapłaci za zabicie moich rodziców i za krzywdzenie Iris. Będę ją chronić, nawet gdybym sama miała przypłacić to życiem. Przysięgam, że wbiję Mrokowi lodowy sztylet w serce i będę patrzeć niewzruszona, jak kona. Zabiję go z zimną krwią. Przysięgam na wielki księżyc. Za wszystko mi zapłaci.
……………………………………….
Witajcie kochani!
Wiem, że rozdział długi i nudny, ale chciałam wam wynagrodzić jego długą nieobecność. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie XD
Pozdrawiam i PA! <33
~Luna